Pizza Party!

Posted: czwartek, 25 listopada 2010 by Pavo in
0

Labirynt 2010

Posted: wtorek, 9 listopada 2010 by Pavo in
0

ZAPRASZAMY!
Kolejny już raz w naszym mieście będzie miało miejsce fantastyczne wydarzenie jakim jest "Labirynt".
Jest to miejsce i czas mogące wnieść w twoje życie prawdziwy przełom.
Jedynie 45 min twojego czasu, całość za darmo!

Nowość

Posted: sobota, 6 listopada 2010 by Pavo in
0

W co wierzy Pokolenie JC?
Podstrona specjalnie dla tych, którzy jeszcze się nad tym zastanawiają ;)

Nasze nagrania
Znajdziecie tu dużo poważnych i całkowicie niepoważnych nagrań wideo naszego autorstwa.

Share


Czy intronizacja Jezusa na Króla Polski może coś zmienić?

Posted: czwartek, 4 listopada 2010 by Pavo in Etykiety: ,
4


Na początek pewna historia, która wydarzyła sie naprawdę.

Pewien Hindus, studiujący prawo w RPA zetknął się z wiarą chrześcijańską. Studiował Biblię oraz nauczania Jezusa i poważnie myślał o zostaniu chrześcijaninem. Zadecydował więc uczestniczyć w nabożeństwie kościelnym. Gdy tylko wszedł po schodach dużego kościoła, do którego zamierzał pójść, biały południowo afrykański przywódca kościoła nie dopuścił go do drzwi. “Gdzie Ty sobie wyobrażasz, że idziesz Kafrze?” mężczyzna spytał studenta podniesionym tonem. Ten odpowiedział, “Chciałbym wziąć tu udział w modlitwie”. Przywódca kościoła warknął na niego, “Nie ma miejsca dla Kafrów w tym kościele. Wyjdź stąd lub karze moim asystentom zrzucić cię ze schodów”.
Wiele lat później ów student w bolesny dla chrześcijaństwa sposób zauważył rozbieżność pomiędzy Chrystusem z Pisma Świętego, a tym, jakiego prezentował przywódca kościelny: “Lubię waszego Chrystusa. Nie lubię waszych chrześcijan. Wasi chrześcijanie są tacy niepodobni do Waszego Chrystusa.” Tym studentem był Mohandas Gandhi, a przytoczona opowieść przywodzi mi na myśl pewne zjawisko, jakie obserwuję w Polsce.


Dnia 19 września tego roku odbyła się w Warszawie specyficzna manifestacja pod hasłem “Marsz dla Jezusa Chrystusa Króla Polski”. Zgromadziła ona około 2000 ludzi z różnych stron Polski. Wszyscy oni domagali się, aby władze państwowe i kościelne dokonały oficjalnej intronizacji Jezusa na Króla Polski. Akt ten miałby doprowadzić do uniknięcia potępienia ojczyzny przez Boga (wiążącego się z bliżej nieokreślonymi, ale tragicznymi klęskami, katastrofami, a nawet wojnami). W swych postulatach manifestujący opierali się na objawieniach Rozalii Celakównej , która w 1937 roku miała przepowiedzieć, że jeśli Polski rząd nie dokona intronizacji Jezusa, to dojdzie do wojny z Niemcami. Miała ona też rzekomo przewidzieć, że jeśli w przyszłości nie dojdzie do takich właśnie działań władz (Polski i innych narodów), nastąpi Trzecia Wojna Światowa i ogromny kataklizm, który zniszczy nieposłusznych. Ostoją się tylko te państwa, które dokonają intronizacji.

Po głębszym zbadaniu tematu okazuje się, że marsz, który odbył się w stolicy nie jest jedynym tego typu przedsięwzięciem. Różnego rodzaju skrajnie prawicowe stowarzyszenia i grupy prowadzą tego typu agitacje w innych miastach (np. Kraków) oraz inicjują wykłady i spotkania, na których promują swoją wizję rzeczywistości (bo nie chodzi jedynie o akt intronizacji, ale wiążącą się z nim unię państwa i kościoła, usunięcie “herezji”, “masonerii” itd.). Warszawska demonstracja była bardziej nagłośniona niż inne z powodu kontrowersji wokół krzyża stojącego jeszcze do niedawna na Krakowskim Przedmieściu. Choć tzw. “obrońcy krzyża” i zwolennicy intronizacji to niekoniecznie te same środowiska, to jednak można założyć, że zwykły Kowalski (a takich chyba jest najwięcej), patrząc z boku na całą sprawę wrzuca oba ruchy do jednego worka. Nurt ten w potocznej opinii (zwłaszcza wśród młodych ludzi) nosi już nawet prześmiewczą nazwę - “mohery” - i jest kojarzony z budzącą nieraz mieszane uczucia działalnością Radia Maryja. Dodatkowo po zapoznaniu się z ideologią grup agitujących za intronizacją (choćby na ich stornach internetowych) okazuje się, że to co wysuwa się na pierwszy plan, to absolutne podporządkowanie prawa, obyczajowości i edukacji jednemu sposobowi myślenia. Religijny totalitaryzm, a wszystko “w imieniu Jezusa”. Wyłania się więc obraz dosyć odstraszający i zastraszający.

Nie chcę w tym miejscu wchodzić w polemikę z sensownością “intronizowania” kogoś, kto już Królem jest. Nie jest też moim zamiarem dyskusja nad rzeczywistą wartością uchwał państwowych dla życia duchowego i więzi z Bogiem pojedynczego obywatela. Tym zajęła się w jakimś stopniu sama Konferencja Episkopatu Polski pisząc: “Konferencja Episkopatu po raz kolejny odniosła się krytycznie do inicjatyw zmierzających do ogłoszenia Jezusa Królem Polski. Biskupi jednocześnie zwracają uwagę na potrzebę pogłębienia wiary w Jezusa Chrystusa, jako Króla Wszechświata i Pana dziejów. Przestrzegają przed sprowadzaniem królowania Jezusa do jednorazowego aktu intronizacji, który miałby rozwiązać wszystkie problemy. Sam Chrystus wzywa swoich uczniów do podejmowania krzyża i pójścia za Nim w duchu Jego królowania, które nie jest z tego świata (por. J 18,36)."

Podstawowa refleksja jaką budzą we mnie wspomniane wydarzenia dotyczy ich wpływu na stosunek Polaków do chrześcijaństwa. Zdaję sobie sprawę z faktu, że propagatorzy intronizacji mają szczere intencje i wierzą, że walczą za słuszną sprawę. Moje obawy dotyczą jednak tego, co widzi i myśli przytoczony juz “Jan Kowalski”, kiedy patrzy na działalność i język, jakiego używają te środowiska religijne? Czy budzą one w nim zachwyt nad Jezusem, czy może raczej zniechęcenie do wiary?

Patrząc na agresywną i krzykliwą postawę tych osób widzę raczej, że odnosi ona efekt odwrotny do zamierzonego. Zamiast wywyższenia Jezusa, coraz więcej ludzi zdaje się widzieć gorliwe chrześcijaństwo jako niebezpieczną, skrajną postawę, którą lepiej omijać z daleka. Nie jest to jednak reakcja na ewangelię – radosną wiadomość o Zbawicielu świata – ale raczej na wizerunek, jaki prezentują ludzie odwołujący się do tego Zbawiciela. Niestety Jan Kowalski może nie dostrzegać różnicy między jednym a drugim. Zaczyna wtedy mieć serdecznie dosyć gadania o Bogu, chodzenia do Kościoła i zwraca ostrze swojej krytyki przeciwko wszelkim przejawom pobożności.

Piszę te słowa jako osoba wierząca, której zależy na tym, aby ludzie mogli uwierzyć i poznać Jezusa. Dodajmy, takiego, jakim jest On przedstawiony w Piśmie Świętym – jedynym wiarygodnym źródle wiary. Kiedy oglądałem relacje z marszu ogarniał mnie ogromny smutek na myśl o tym, jaka będzie reakcja młodych ludzi na takie akcje. Czytając Biblię dostrzegam ogromną przepaść między Jezusem, którego tam poznaję, a tym, którego oni reprezentują swoją postawą. Ktoś może powiedzieć, że ludzie są niedoskonali i czym innym jest postawa tych osób, a czym innym jest sam Jezus, w którego imieniu występują. Jednak czy ktoś, kto nie czyta Pisma jest w stanie rozróżnić między jednym a drugim? A przecież niewiele osób rzeczywiście czyta tę księgę. Być może właśnie dlatego, że kojarzy im się z nudą i fanatyzmem lub wręcz z sekciarstwem.

Odpowiadając na pytanie postawione w tytule... Tak! Intronizacja może zmienić bardzo dużo. Marsze i manifestacje na rzecz intronizacji również mogą wnieść nową jakość do życie duchowego Polaków. Ale obawiam się, że nie taką, jaką chcieliby oglądać naśladowcy Jezusa.

W tym miejscu właściwym będzie zwrócenie się do Ciebie, Drogi Czytelniku. Czy może zbrzydła Ci religia? A może chrześcijaństwo wydaje Ci się nudne, nic nie wnoszące do życia? Jakie masz wyobrażenie o Jezusie Chrystusie i skąd je wyniosłeś? Czy na pewno znasz Jezusa Biblii? Jeśli już teraz masz swoje argumenty przeciwko i uważasz, że chrześcijaństwo nie jest dla Ciebie, to zastanów sie proszę nad tym, czy tak naprawdę nie polemizujesz lub odrzucasz czegoś (kogoś), co zostało ci w fałszywy sposób przedstawione. Życzyłbym Ci, abyś znalazł w sobie na tyle otwartości i odwagi, aby przeczytać Ewangelie w poszukiwaniu prawdziwego Jezusa. Otwartości, bo warto być gotowym na spotkanie do jakiego może dojść, kiedy będziesz czytał (i słyszał) słowa Jezusa. Odwagi, bo to może być radykalne i ekscytujące przeżycie!

Ad.1
A w zasadzie na własnej interpretacji tych objawień. Patrz http://info.wiara.pl/doc/633380.Nie-popadajmy-w-pesymizm 10-10-2010.

Autorem artykułu jest:- Radosny

Jeżeli chciał byś zadać nam jakieś pytanie lub po prostu pogadać pisz na: PokolenieJC@gmail.com

Share

Muzyka i Bóg w moim życiu

Posted: sobota, 30 października 2010 by KasiaK in Etykiety:
1

Kocham muzykę odkąd pamiętam. Od najmłodszych lat była ona obecna w moim domu - moja mama grała na pianinie, tata na harmonii i na gitarze, a na półkach było pełno winyli, głównie z muzyką klasyczną. Ja natomiast już jako mała dziewczynka bardzo lubiłam śpiewać, wymyślałam własne piosenki i marzyłam o tym, aby zostać śpiewaczką operową. Rozpoczęłam naukę w szkole muzycznej równolegle z rozpoczęciem szkoły podstawowej. Kiedy miałam 12 lat, moja mama powiedziała mi, że w Olsztynie są organizowane warsztaty muzyki gospel. Nie miałam pojęcia, co to jest. Mama wytłumaczyła mi, że to taka "murzyńska muzyka", coś jak w filmie "Zakonnica w przebraniu" ;) Wciąż nie rozumiałam dokładnie, o co jej chodzi, ale zabrałam ze sobą koleżankę i zgłosiłyśmy się na warsztaty. W sobotę rano rozpoczęliśmy naukę piosenek z przemiłym czarnoskórym instruktorem o głębokim, ciemnym głosie. Następnego dnia wieczorem około 100-osobowy chór powarsztatowy wykonał niesamowity, energetyczny koncert w kościele ewangelicko-augsburgskim. Właśnie wtedy muzyka gospel mnie porwała. Dlaczego? Po pierwsze - tylko śpiewając gospel możliwe jest nauczenie się 10 piosenek na 3-głosowy chór w ciągu 1,5 dnia. Po drugie - śpiewając gospel możesz wyśpiewać wszystkie swoje emocje, nie zwracając uwagi na fałsze czy pomyłki, po prostu najważniejsza jest atmosfera, a nie jakość. Po trzecie - śpiewanie gospel na scenie prawie nie różni się od śpiewania pod prysznicem - 0% stresu! Po czwarte - śpiewając gospel wiedziałam, że Bóg, dla którego śpiewamy, jest obecny między nami. I ten czwarty powód chyba był dla mnie najważniejszy. Czekałam cały rok na kolejne warsztaty. Znów przeżyłam masę uniesień, wzruszeń, radości i łez. A potem kolejny rok czekania na III warsztaty w Olsztynie. Warsztaty stały się dla mnie jak rekolekcje. Ogarniała mnie magia muzyki, magia koncertu finałowego (po którym zawsze był płacz i masa emocji), magia czarnoskórych instruktorów, którzy zawsze w tak niesamowity sposób opowiadali o Bogu, że zdawali się być wręcz aniołami, mającymi taki kontakt ze Stwórcą, jakiego nikomu z "białoskórych śmiertelników" nie uda się uzyskać... No i magia tej dziwnej obecności "Kogoś", kogo niby znałam z opowiadań mamy, katechetek i księży oraz z własnego doświadczenia, a jednak ta obecność była tak bardzo inna, niż wszystko, dotąd mi znane - ciepła, słodka, kojąca... Niestety, tylko na 2 dni warsztatów + ewentualnie parę dni po nich. Po trzeciej edycji warsztaty gospel w Olsztynie przestały być organizowane. Bardzo chciałam dołączyć do chóru gospel, który działał w LO1, ale nie udało się to z powodu braku czasu. Kiedy natomiast sama dostałam się do tego liceum, chór przestał działać, a w mojej głowie zaczęły pojawiać się nieśmiałe plany założenia nowego chóru gospel w mojej szkole. Słuchałam bardzo dużo gospelu, spisywałam nuty, rozmawiałam ze znajomymi, zachęcając ich do dołączenia do chóru, który miał powstać. Teraz, kiedy o tym myślę, stwierdzam, że musiało to być albo jakieś ponadnaturalne działanie, albo - szaleństwo. Nigdy w życiu nie prowadziłam chóru ani zespołu. Moja wiedza na temat śpiewu była zasłyszana na warsztatach oraz ewentualnie na zajęciach chóru w szkole muzycznej. Nikt nie uczył mnie dyrygować ani rozpisywać utworów na głosy. Nie znałam się w ogóle na harmonii w muzyce rozrywkowej, czyli między innymi w gospelu. Jedyne, co miałam, to ogromny zapał i chęć podzielenia się z innymi tym, co muzyka gospel wniosła do mojego życia. Uważałam, że reszta zrobi się sama ;) W tym samym czasie pojechałam na warsztaty do Krakowa - polskiej stolicy gospel. Były to 10., jubileuszowe warsztaty w tym mieście. W chórze było ok 450 osób, są to największe warsztaty w kraju. Wtedy nastąpił przełom, po którym magiczna "obecność" stała się na stałe częścią mojego życia. Na warsztatach po raz pierwszy dotarło do mnie, że osobą, do której śpiewamy, jest Jezus Chrystus. Mając masę problemów, o których nie będę teraz pisać, bo nie jest to celem tego tekstu, jak zwykle z ogromnym wzruszeniem i łzami zaczęłam prosić Jezusa, żeby przyszedł i uwolnił mnie, zmienił moje życie, jeśli rzeczywiście On jest Prawdą, tak jak o Nim śpiewamy. Żeby było jasne, zawsze wierzyłam w Boga. Ale nadawałam Mu bardzo różne imiona. Próbowałam postrzegać Go na bardzo różne sposoby. Ale w tamtym momencie pomyślałam konkretnie o osobie Jezusa z Nazaretu, który urodził się w Betlejem, co hucznie co roku obchodzimy, umarł na krzyżu i zmartwychwstał. Właśnie wtedy powiedziałam Mu, że jeśli jest prawdziwy i jeśli to On jest Bogiem, który może mi pomóc, ja chcę Go poznać. Jezus zaczął mi odpowiadać, kiedy wróciłam do Olsztyna. Zaczęło się dziać wtedy bardzo dużo ciekawych rzeczy, o których może innym razem. Zmieniło się też moje podejście do chóru. Zapragnęłam, żeby wszyscy mogli poznać tego Jezusa, który potwiedził mi, że rzeczywiście JEST Bogiem. Zmieniło się też moje podejście do muzyki. Nie musiałam już czekać na warsztaty, żeby doświadczyć radości, spokoju i obecności Boga. Zaczęłam doświadczać tego codziennie! Moje warsztaty gospel trwają teraz przez cały czas! Zobaczyłam też, że muzyka i Bóg mogą, ale nie muszą iść ze sobą w parze. Dzisiaj chór gospel przy LO1 wciąż istnieje i nie muszę już nikogo zachęcać do przychodzenia na próby, a wręcz odwrotnie - często to chórzyści zachęcają mnie, kiedy brak mi motywacji i chęci. Wciąż czasem jeżdżę na warsztaty gospel, ale raczej w celu nauczenia się czegoś nowego, aby móc to przekazać chórowi. Oraz po to, aby spotkać ludzi, którzy tak, jak kiedyś ja, żyją od warsztatów do warsztatów, aby poczuć magiczną "obecność". I opowiedzieć im, że nie muszą na tym poprzestawać, że mogą sięgnąć dalej. Po prawdziwego Boga, którego można znaleźć zarówno w muzyce, jak i w ciszy.

Share

Bóg mnie zmienia!

Posted: poniedziałek, 25 października 2010 by Karolina in
0

Biblia mówi o tym, że jeśli wyznamy Boga Panem naszego życia, Jezus będzie nas zmieniał, kształtował na swoje podobieństwo. W ciągu ostatnich tygodni bardzo mocno tego doświadczam. Wielokrotnie czytałam, jak ważna jest pokora, rozsądek, odpowiedzialność, jednak nigdy nie mogłam znaleźć u siebie żadnej z cech tzw "Bożej kobiety". Wiem, że wciąż dużo roboty przed Panem, jednak widzę, jak bardzo nade mną pracuje. Główną cechą mojej natury jest ogromna emocjonalność i całkowity brak rozsądku. Zawsze najpierw mówiłam, robiłam, a na końcu myślałam. Co więcej, lubiłam to. Ostatnio jednak zaczęłam zauważać, że te rzeczy, które mi we mnie odpowiadały, a które jednak kłóciły się z wzorem jaki podał Pan Bóg, zaczęły mi przeszkadzać. W dodatku nawet to, co nie było złe, Jezus wymienił na coś o wiele lepszego. Początkowo nie bardzo mi się to podobało, jednak widzę, że Bóg chce wykorzystywać te "moje", a raczej jego, nowe cechy. Prosiłam Go, by zrobił ze mnie wielkie, bezkształtne coś i uformował po swojemu. Zadziwiające, że w ciągu kilku dni zaczął robić to w błyskawicznym tempie. Pokazuje mi coraz to nowe rzeczy, nad którymi muszę pracować i daje mi do tego wielką siłę i chęć. Wypracowuje we mnie te cechy, których nigdy nie mogłam się nauczyć. To cudowne, że Jezus żyje, że mogę Go znać i codziennie oglądać Jego działanie!

Jezus dba o naszą relację z Nim

Posted: czwartek, 21 października 2010 by Karolina in
0

Ostatnio przypomniałam sobie o niesamowitym okresie w moim życiu, o którym chciałabym Wam opowiedzieć. Kilka miesięcy temu wciąż brakowało mi czasu, a kiedy już go znajdowałam, traciłam motywację i chęć do modlitwy i czytania Pisma Świętego. Wtedy poprosiłam Jezusa, żeby zrobił coś, abym nie mogła od Niego odejść, żeby mnie trzymał bardzo mocno i nie puszczał, nawet gdybym się bardzo wyrywała. Po kilku dniach zaczęłam czuć się okropnie. Było mi bardzo smutno i miałam ochotę tylko płakać. Nie mogłam się uczyć, jeść. Nie wiedziałam, co się dzieje i zapytałam Pana Boga, o co chodzi. Przypomniało mi się w tamtej chwili to, o co Go prosiłam. Wtedy zaczęłam się modlić, ale tak naprawdę. Nie tylko po to, by odbębnić dzienną dawkę, ale otworzyłam swoje serce dla Pana. Negatywne odczucia zniknęły. Na ich miejscu pojawiła się ogromna radość i rozkosz Bogiem. W ciągu kolejnych kilku dni znów wpadłam w natłok obowiązków i nie spędzałam z Bogiem tyle czasu, by móc nasycić swoją duszę. Znów pojawiło się to okropne uczucie. Padłam na kolana i zrozumiałam - to Jezus pilnował naszej relacji. Przez kolejne kilka miesięcy właśnie w taki sposób Pan Bóg pokazywał mi, jak ważny jest kontakt z Nim. Nauczył mnie, że bez Niego nie mogę funkcjonować, nie mogę oddychać. Pokazał mi też wyraźnie, że nie jest religią, figurką, do której trzeba przyjść, odklepać modlitwę i zakreślić krzyżyk na rozkładzie modlitewnym. Pokazał mi, że liczy się dla Niego moje serce. Uzależniłam się od Jezusa i jest to najcudowniejszy nałóg, jaki tylko mogę sobie wyobrazić!

Moja historia - Magda

Posted: wtorek, 19 października 2010 by Pavo in Etykiety:
0

Zapraszamy do zapoznania się z historią Magdy!
Możesz ją przeczytać TU

Jeżeli chciałbyś z nami porozmawiać, pisz na: pokolenieJC@gmail.com

Share

Moja historia - Karolina

Posted: niedziela, 17 października 2010 by KasiaK in Etykiety:
0

Zapraszamy do przeczytania historii Karoliny na podstronie MOJA HISTORIA. Mamy nadzieję, że stanie się ona dla Ciebie inspiracją!

Zapraszamy również na spotkania młodzieżowe w każdą sobotę o godz. 17:00 (o zmianach będziemy informować), które ruszyły już pełną parą w nowym roku szkolnym! Więcej info na temat spotkań - TU.

Jeżeli chciałbyś z nami porozmawiać, pisz na: pokolenieJC@gmail.com

Share

Team Hoyt

Posted: piątek, 10 września 2010 by Pavo in
0



To wideo świetnie wizualizuje miłość Boga do nas.
Dziennikarze skomentowali to w ten sposób: "Nie da się opisać uczucia Ojca do syna"...

„Nie możemy nic zrobić.” - takie zdanie od lekarzy usłyszał Dick Hoyt zaraz po narodzinach swojego syna Ricka. Niestety pojawiły się komplikacje przy porodzie, które sprawiły, że chłopak miał uszkodzony mózg. Miał żyć podpięty do aparatury i wegetować jak „warzywko”. Z czasem Rick zaczął rozumieć otaczający go świat. Dzięki specjalnym urządzeniom, mógł porozumiewać się z otoczeniem, ale to jego ojciec sprawił, że chłopak zaczął się rozwijać. Niesamowitym wyczynem Ricka było dostanie się i skończenie studiów. Pewnego razu Rick poprosił swojego ojca, by pomógł mu pobiec w charytatywnym biegu. Dick – ojciec chłopca – tak mocno wziął do siebie słowa syna, że zrealizował jego marzenie. Udało się, ponieważ pan Hoyt, biegnąc pchał wózek z synem.
Po skończonym biegu Rick wyznał ojcu, że w czasie biegu poczuł, jakby nie był sparaliżowany. Dla ojca to wystarczyło i postanowili uczynić z wspólnych biegów swoje hobby – założyli Team Hoyt.Niepokonany, 65 letni mężczyzna, aż 85 razy przebiegł maraton, oczywiście wraz z synem, którego przed sobą na wózku! Nieugięty ojciec, za wszelką cenę stara się, by jego syn był szczęśliwy. Wyobraźmy sobie, że mamy przepłynąć 4 kilometry, potem 42 przebiec i na koniec 180 kilometrów przejechać na rowerze. W dziedzinie triathlonu Dick Hoyt jest niezastąpiony. Płynął, ciągnąc za sobą 60 kilogramowego syna na pontonie. Biegnąc – pchał wózek z Rickiem, a jechał specjalnie skonstruowanym rowerem. Wszystko po to, by choć przez chwilę jego syn poczuł się dobrze.
Team ojca i syna, wziął udział również w maratonie Bostońskim, w którym zajął doskonałe 5083 miejsce, na ponad 20 000 startujących.
"Dad, when I'm running, it feels like I'm not handicapped." ("Tato, kiedy biegam, czuje się jakbym nie był niepełnosprawny")

Źródło: http://www.extreme.banzaj.pl/Team-Hoyt-wytrwala-druzyna-triathlonistow-7610.html

Share

The Butterfly Circus

Posted: poniedziałek, 6 września 2010 by Pavo in
0

Polecam - piękny filmik o nadziei  (Niestety po angielsku)



Myślę że każdy z nas mógłby odnaleźć się w osobie głównego bohatera tego filmu, jest On kaleką który nie otrzymuje od nikogo szansy, wszystko jednak zmienia się gdy poznaje jednego bardzo wyjątkowego człowieka ...

Share

Dlaczego "Pokolenie JC"?

Posted: środa, 25 sierpnia 2010 by radosny in
4

Czas się ujawnić. Co znaczy nazwa tego bloga? “Pokolenie JC”. Z jednej strony brzmi znajomo, z drugiej nie bardzo wiadomo do czego to przypiąć. Brzmi znajomo, bo możemy nieraz spotkać się z różnymi “pokoleniami” lansowanymi czy to w środkach masowego przekazu, czy w jakichś czasopismach.

Na przykład “Pokolenie X” (lub “Generacja X”) to pokolenie, które nie bardzo wie skąd się wzięło i dokąd zmierza. Zagubione w chaosie informacji naszego świata nie dostrzega ani sensu swojego istnienia, ani sensu istnienia świata. A jeśli już dostrzega ten sens, to jest on pozbawiony wartości, bo Pokolenie X nie wie dokładnie, czym są wartości, moralność itp.

Mamy tez “Pokolenie Kolumbów”. Tak, o tych wiemy z lekcji języka polskiego. Dla nich wartości istnieją, ale w konfrontacji z wojną nabierają nowych, traumatycznych barw i nie za bardzo przemawiają do nas dzisiaj. Możemy to szanować, ale pokoleniem Kolumbów już nie będziemy.

No i wreszcie najsłynniejsze w ostatnich latach “Pokolenie JPII”. Socjologowie do dziś się głowią nad tym, czy coś takiego w ogóle istnieje. Ale załóżmy, że istnieje – cóż więc znaczy? Jest to zaufanie i naśladowanie. Zaufanie nieżyjącemu już papieżowi Janowi Pawłowi II. Zaufanie, że mówił słuszne rzeczy, że miał rację, że nie zawiodę się jeśli będę słuchał jego nauk. Naśladowanie z kolei jego postępowania. Nie tylko słuchanie jego nauk, ale i wypełnienie ich. Pokolenie JPII, to ruch skupiający ludzi wzorujących się na Janie Pawle II.

Ludzie tworzący ten blog postawili sobie nieco inny cel. Daleko nam do Pokolenia X – my wiemy skąd przybyliśmy i dokąd zmierzamy. Nie jesteśmy też Pokoleniem Kolumbów – bo nie musimy sięgać po broń, aby bronić ojczyzny. Nie jesteśmy też pokoleniem JPII, bo naszym celem nie jest naśladowanie człowieka. Chcemy być Pokoleniem JC, gdzie “JC” oznacza “Jezus Chrystus”. Bynajmniej nie ten “Jezus Chrystus”, na którego powołują się ludzie na warszawskim Krakowskim Przedmieściu, bo nasz Jezus powiedział: “Oddajcie cesarzowi, co cesarskie, a Bogu co boskie” (Mat.22:21) i nie plątał interesów politycznych z religią. Nie chodzi nam też o Jezusa, który wisi na krucyfiksach, bo o naszym powiedziano: “Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma go tu, ale wstał z martwych” (Łuk.24:5-6). Nie chodzi nam też o “Jezusa”, który jest po prostu mądrym człowiekiem, dobrym nauczycielem, kimś kto czynił dobre rzeczy, bo o naszym powiedziano: “On jest tym prawdziwym Bogiem i życiem wiecznym” (1 Jana 5:20). Nasz Jezus sam o sobie powiedział: “Ja jestem droga i prawda i życie, nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie” (Jan.14:6) oraz “Kto we mnie wierzy, choćby i umarł, zyć będzie” (Jan.11:25). Nasz Jezus daje nam życie i zmienia nasze życie. Nasz Jezus uwalnia nas od naszych grzechów. Nasz Jezus nas uzdrawia. Nasz Jezus żyje.

Ale to, że wierzymy, że jest to nasz JC, to nie znaczy, że nie może to być też Twój JC! Jezus mówi: “Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie.” (Mat.11:28). To wezwanie jest kierowane do wszystkich. Jedni na nie odpowiadają i dośiwadczają ukojenia, inni lekceważą, drwią lub mówią “dopóki nie zobaczę, nie uwierzę” i idą przez zycie obciążeni i zmarnowani. Po co Ci to? Lepiej przyłącz się do “Pokolenia JC” i pójdź razem z nami za Jezusem!


Share

Świętajno 2010 - Obóz Re-Newal

Posted: by alanwronisz in
0

Generalnie to w Świętajnie było extra. Zachęcam wszystkich do wzięcia udziału w obozie za rok (mam nadzieję, że takowy zosatanie zorganizowany). Świetne przeżycia i miłe wspomnienia. Naprawdę sympatyczny czas!!! Polecam.

Zdjęcia w GALERII
Strona www Obozu Re-Newal: http://www.swietajno2010.wordpress.com

Share

Moja historia - Paweł

Posted: niedziela, 22 sierpnia 2010 by Pavo in Etykiety:
0

Moja historia rozpoczyna się wiele lat temu, gdy mieszkałem jeszcze na wsi z moim ojcem, który jest alkoholikiem, podobnie jak większość mojej rodziny. Kiedy się upijał, a później również kiedy był trzeźwy, bił mnie i moją mamę, katując nas. Kilkukrotnie o mało nie zakatował mnie na śmierć, ganiając za nami z nożem i siekierą. Wmawiał mi przy tym, że to, co się dzieje, to moja wina. Gdy miałem ok. 7-8 lat uciekliśmy od ojca. W sumie to nie był pierwszy raz, ale wtedy już na zawsze. Przeprowadziliśmy się do moich dziadków, gdzie również był obecny alkoholizm. Moja mama wynajmowała mieszkanie w innej części miasta, więc widywałem ją stosunkowo rzadko. Miałem jej za złe to, że nas zostawiła w takich warunkach, nie mając dla nas czasu. U dziadków cały czas towarzyszyły mi awantury i przepychanki. Szukałem każdej okazji, by uciec z domu na podwórko, gdzie miałem znajomych podobnych sobie. Byli to w większość ludzie z patologicznych rodzin, którzy podobnie jak ja nie wiedzieli co to jest miłość. Razem z nimi wdawałem się w liczne awantury i bójki, nauczyłem się palić papierosy i upijać się. Sytuacja w domu też nie była najlepsza, usłyszałem od mamy słowa, które bardzo mocno mnie zabolały i zdeterminowały moje dalsze losy - powiedziała mi, że ja nigdy nic nie osiągnę, że już jestem skończony. W mojej małoletniej głowie wywołało to wielkie zamieszanie, doprowadziło mnie do jeszcze większego zwątpienia w siebie, stworzyłem wtedy plan, by zaćpać się na śmierć ok 20-stki. Inaczej w tym okresie musiałbym zrobić coś ze swoim życiem, więc wolałem żyć szybko i krótko. Dużo marzyłem o tym, jak mogłaby wyglądać moja przyszłość, ale bałem się jej bardzo. Rozgraniczałem realną wizję przyszłości, która mówiła mi - nic nie osiągniesz i nierealną sferę pięknych marzeń. Popadłem w stan totalnego zwątpienia we wszystko, nie potrafiłem nikomu zaufać, nikogo pokochać. Trafiłem wtedy do szpitala w stanie krytycznym z zapaleniem opon mózgowych. Pierwszego tygodnia nie pamiętam, cały czas spałem pod wpływem leków. W następnym tygodniu, gdy poczułem się lepiej, przyszła do mnie katechetka z zapytaniem czy przyjąłbym księdza. Nigdy nie byłem wierzący, ale w tamtym momencie zgodziłem się. Ksiądz po odprawieniu wszystkich rytuałów powiedział mi jedno zdanie: "Jezus za ciebie umarł". Gdy wyszedł wyśmiałem go w myślach, jednak ta myśl utkwiła we mnie. "Nikt nie umiera za drugiego człowieka, jeżeli go nie kocha" - myślałem. Postanowiłem dać szansę Jezusowi, o którym mówił ten człowiek. Modliłem się codziennie przez około tydzień, słowami mniej więcej tej treści: "Boże, jeżeli jesteś, ratuj mnie, bo sobie nie radzę". Nie pierwszego dnia, ale stopniowo wszystko zaczęło się zmieniać, ruszyła lawina... Przestałem palić, upijać się, moje reakcje z agresywnych zmieniły się na przepełnione miłością do ludzi. Najtrudniejsze było dla mnie uwierzyć w to, że ktoś może naprawdę mnie kochać. Prosiłem o modlitwę w tej sprawie trzech pastorów i gdy oni modlili się o mnie, po raz pierwszy poczułem się naprawdę kochany - to było niezwykłe doznanie obecności Boga. Długo modliłem się również o pomoc w wybaczeniu mojemu ojcu i po jakimś czasie moje nastawienie do niego rzeczywiście uległo wielkiej zmianie. Nie tylko byłem wstanie mu wybaczyć, ale i pokochać. Odwiedziłem go po wielu latach, aby go lepiej poznać. Zacząłem odbudowywać moją relację z mamą i siostrami i dziś jestem niezwykle szczęśliwy i pełen nadziei i spokoju o przyszłość. Choć były ciężkie momenty, na przykład opuścili mnie wszyscy przyjaciele i musiałem powtórzyć rok w szkole, mimo to jednak miałem w tym wielkie wsparcie Boga.

Jeżeli chciałbyś z nami porozmawiać, pisz na: pokolenieJC@gmail.com

Share

Podarunek z Góry

Posted: niedziela, 8 sierpnia 2010 by KasiaK in Etykiety:
3

Jestem niezwykle wdzięczna Bogu za to, że mam w swoim życiu bardzo wielu ludzi, którzy wnoszą w nie ogromną radość, którym mogę zaufać, zawsze liczyć na ich pomoc i wsparcie. Wszyscy oni naprawdę są darem od Boga... Był moment w moim życiu, kiedy zdecydowałam, że chcę zacząć moje życie od nowa - idąc za Jezusem, robiąc już tylko to, co jest dobre w Jego oczach. Ta decyzja kosztowała mnie utratę znajomych, którzy nie potrafili zrozumieć, dlaczego jestem gotowa porzucić cały świat dla jakiejś religijności. Nie potrafili zrozumieć, że chodzi tu o realną osobę, którą poznałam. Spotkanie z Jezusem zmienia cały światopogląd, wszystkie wartości i priorytety. Nie miałam wtedy zbyt wielu przyjaciół. Moje przyjaźnie były zaniedbane, bo najważniejszy był związek z chłopakiem, który również nie przetrwał w konfrontacji z prawdą o tym, co naprawdę jest dla nas ważne. Dla mnie ważne zaczęło być dowiedzenie się czegoś więcej o Bogu i bycie z Nim. Ale kiedy rozstałam się z chłopakiem i część moich znajomych zaczęła mieć do mnie negatywny stosunek, Bóg dał mi o wiele więcej! Zaczęłam poznawać ludzi, którzy w swoim życiu również uznali za najważniejsze podążanie za Jezusem pomimo jakichkolwiek przeciwności. W tych ludziach znalazłam przyjaciół, jakich nigdy wcześniej nie miałam. Połączyło nas coś więcej niż to, co zazwyczaj łączy przyjaciół. Chociaż jesteśmy bardzo różni, Jezus łączy nas, dając nam swojego Ducha - takiego samego dla wszystkich.
Parę dni temu skończyłam 18 lat. Zawsze marzyłam o tym dniu i zastanawiałam się, jak będę go obchodzić. Ale nigdy się nie spodziewałam, że tego dnia w centrum będę wcale nie ja, lecz Jezus, który żyje we mnie! Mając dookoła siebie wszystkich ludzi, na których mi zależy, ledwo powstrzymywałam się od łez! :) Patrzyłam na osoby, które od dawna są w moim życiu, ale też na te, z którymi połączył mnie Bóg. Byłam ogromnie szczęśliwa, że miałam okazję przy ognisku powiedzieć wszystkim historię o tym, jak Bóg zmienił moje życie. Kiedyś może znajdzie się ona na tym blogu ;)


Ta obietnica Jezusa spełniła się w moim życiu:




Jezus odpowiedział: Zaprawdę powiadam wam, nie ma
takiego, kto by opuścił dom albo braci, albo siostry, albo matkę, albo ojca, albo dzieci albo pola dla mnie i dla ewangelii, kto by nie otrzymał stokrotnie, teraz, w doczesnym życiu domów, i braci, i sióstr, i matek, i dzieci, i pól, choć wśród prześladowań, a w nadchodzącym czasie żywota wiecznego. Ew. Marka 10,29-30

Jeżeli chciałbyś z nami porozmawiać, pisz na: pokolenieJC@gmail.com

Share

Zakościele - Bóg jest dziwny

Posted: wtorek, 3 sierpnia 2010 by olgab in Etykiety:
0

Zakościele to ośrodek położony w województwie Łódzkim, ok. 30 min drogi od Tomaszowa Mazowieckiego. Fundacja PROeM organizuje w tym miejscu chrześcijanskie obozy dla dzieci i młodzieży, a także wczasy dla rodzin. Co roku, tylko w okresie wakacji, miejsce to odwiedza ok. 1450 obozowiczów.

Fishart, czyli turnus, w którym uczestniczyłam, był skierowany do młodzieży artystycznej, kreatywnie nastawionej do życia. Organizowane były różnego typu warsztaty - od gitary basowej i akustycznej, przez malarstwo i dramę, po instrumenty perkusyjne i śpiew. Każdy mógł znaleźć dla siebie coś ciekawego. Wszystkie te warsztaty oparte były na inspiracji Bogiem i oddawaniu Mu chwały.

Każde poranne i wieczorne spotkanie było przepełnione Bożym Słowem, głównie nastawionym na ewangelizację młodych ludzi. Na jednym ze spotkań omawiana była "dziwność Boga"- to ciekawe, że w różnego typu charakterystykach Boga często nie jest wymieniana akurat ta - Bóg jest dziwny. Czasami daje On nam rzeczy, które my sami uważamy za niewłaściwe dla naszego życia. Wtedy się buntujemy i chcemy robić coś po swojemu, ale któż wie lepiej, niż Bóg, co jest dla nas dobre? W końcu jesteśmy Jego stworzeniami. Jeśli więc nie wszystko idzie po twojej myśli, a rzeczy czasami układają się nie tak, jak byś chciał, to ufaj, że wszystko z pewnością skończy się dobrze - Bóg kocha każdego i każdego uważa za kogoś niezwykle wartościowego i z pewnością daje nam tylko dobre rzeczy. Sam fakt, że nie musimy umierać za każdy nasz grzech dzięki ofierze Jezusa na krzyżu, jest wyrazem Jego wspaniałej miłości.

Na tym obozie prawdziwie zrozumiałam, jak bardzo Bóg mnie kocha. Jak niepojęta jest Jego miłość. Wiedziałam o tym niemal od zawsze, ale tym razem doznałam tego osobiście i dogłębnie. Bóg jest miłością - to nie są tylko słowa. Poniższa piosenka niezwykle mnie poruszyła:



Jeżeli chciałbyś z nami porozmawiać, pisz na:
pokolenieJC@gmail.com

Share

Bóg walczy za nas!

Posted: czwartek, 29 lipca 2010 by Pavo in Etykiety:
0


"Nie bójcie się ich, gdyż Pan, wasz Bóg, walczy za was"
5 Księga Mojżeszowa 3:22





Słowa te wypowiedziane zostały przez Boga do Jozuego (pomocnika Mojżesza). Został on wysłany wraz z grupą zwiadowców do Ziemi Obiecanej. Ujrzeli oni piękną, niezwykle żyzną ziemię, którą zamieszkiwali olbrzymi. Gdy zwiadowcy powrócili, zaczęli rozpowiadać, że ziemia ta jest niezwykle piękna, lecz jej mieszkańcy są nie do pokonania. Bóg obiecał Izraelitom, że będzie walczył za nich. Oni jednak zwątpili w tę obietnicę i byli już gotowi wrócić do Egiptu i znowu zostać niewolnikami, niż stawić czoła tym olbrzymom. Tylko dwoje ludzi zaufało Bogu - Jozue i Kaleb. Bóg przysiągł Izraelitom, że nie dojdą do Ziemi Obiecanej właśnie z powodu ich niewiary, bo mimo wielu cudów które widzieli, nie wierzyli, że Bóg dotrzyma słowa i rzeczywiście będzie walczył za nich. Jedynym Jego warunkiem było wyjście na plac walki, wielokrotnie przeciwko o wiele potężniejszym armiom. Izraelici często nawet nie musieli dobywać broni, by zwyciężyć.

Podobną historią jest walka Dawida z Goliatem. Goliat był olbrzymem wzbudzającym powszechny strach wśród żołnierzy izraelskich. Tylko jeden człowiek był gotowy stanąć naprzeciw niwgo w walce, która miała zadecydować o przebiegu wojny. Dawid, młody pasterz, na którego zbroja była za duża, a miecz za ciężki, aby mógł go podnieść. Ufał on jednak Bogu i był gotowy z tą wiarą stanąć do walki.

W naszym życiu również pojawiają się od czasu do czasu Olbrzymi. Problemy, które możnaby tak określić, to te, z którymi nie jesteśmy w stanie sobie poradzić sami. Nie jednokrotnie z naszej winy, musimy ponieść konsekwecje swojego działania. Bóg jednak nie jest Bogiem obojętnym i dalej często walczy z Olbrzymami naszego życia. Wymaga jednak zrobienia pierwszego kroku, którym może być deklaracja prawdziwego pragnienia zwycięstwa i wyjście na plac walki. Nie uciekanie od problemu, a stawienie mu czoła. Problemem takim może być np. uzależnienie, doprowadzające do wyniszczenia człowieka, gniew przeradzający się w nienawiść i bestialstwo, czy strach przed śmiercią. Duch Święty zmienia człowieka od wewnątrz, pokonując codziennie największych olbrzymów w naszym życiu, tych, których sami nie bylibyśmy w stanie pokonać. Wymaga to od nas jedynie zaufania i uczynienia pierwszego kroku.
Jeżeli chciałbyś z nami porozmawiać pisz na: pokolenieJC@gmail.com

Share

Lubiążowo-Slotowe eskapady młodzieżowe + łaska zmienia wszystko

Posted: niedziela, 18 lipca 2010 by KasiaK in Etykiety: , ,
2

Slot Art Festiwal jest imprezą, odbywającą się co roku na terenie starego klasztoru Cystersów w Lubiążu. Festiwal przyciąga młodych ludzi z całej Polski, a nawet spoza jej granic, zachęcając do rozwijania talentów i odkrywania nowych, do otworzenia się na wszelkiego rodzaju twórczość, przekazując przez nią swoje odczucia i poglądy oraz do świadomego podejścia do istnienia. Inspiracją dla organizatorów Slota jest Stwórca Wszechświata - Bóg, który jest największym Artystą.

6 lipca o 7:35 jako grupa z Olsztyna wsiedliśmy do pociągu, zmierzającego w kierunku Lubiąża (może z wyjątkiem P., któremu na szczęście udało się dogonić pociąg na kolejnej stacji ;).
Kiedy planowałam wyjazd na Slota, spodziewałam się że będzie to luźny czas odpoczynku i dobrych rozmów ze znajomymi. I rzeczywiście, tych rzeczy nie zabrakło (no, może z odpoczynkiem nie było tak łatwo...), ale jak zawsze Bóg zaskoczył mnie i właśnie na Slocie postanowił zmienić radykalnie moją relację ze Sobą - oczywiście na lepsze!

Drugiego dnia festiwalu, podczas czasu uwielbienia i modlitwy, tak jak zwykle zaczęłam mówić do Boga, wyliczając Mu rzeczy, które jeszcze w moim życiu są nie tak, przepraszając Go za wszystkie moje niedoskonałości i grzechy, z którymi nie mogę sobie poradzić... Znowu zaczęłam plątać się w swoich myślach. Poczucie winy mieszało się z chęcią nadrobienia tego, co zaniedbałam, pragnienie bycia doskonałą przeradzało się w bezsilne błaganie o całkowite uwolnienie od tego, co wciąz robię nie tak, wątpliwości obijały się o to, czego jestem pewna - i w wyniku powstała mieszanka uczuć, myśli i wrażeń. A gdzieś na dnie wołała ona - majestatyczna, niezmienna, piękna w swojej prostocie - p r a w d a. Zaczęłam modlić się, aby Bóg pokazał mi prawdę. Aby uwolnił mnie od tego mętliku w głowie, który tak dobrze znałam, bo był on juz stałym gościem w moim umyśle. I wtedy nagle przyszła odpowiedź. Nie spodziewałam się jej i nie wiedziałam, ze az tak bardzo mną wstrząśnie. Odpowiedź była prosta - ŁASKA.

Zawsze wiedziałam, że swoimi uczynkami nie zapracuję sobie ani na zbawienie, ani na to, żeby się podobać Bogu. Bo przekonałam się, że nie wazne, jak bardzo dobrze nie chciałabym żyć, i tak popełnię jakiś tragiczny błąd, który mnie przekreśla. Wiedziałam też, że zapłatą za każdy mój grzech jest śmierć, bo tak mówi Biblia (Rzym 6:23). Wiedziałam również, że Jezus przyszedł na Ziemię i umarł po to, abym mogła być wolna od moich grzechów (2 Kor 5:21). Ale wiedzieć o czymś, a doświadczyć czegoś, to dwie zupełnie inne rzeczy... Właśnie wtedy Duch Święty włożył prawdę, o której wiedziałam, głęboko do mojego serca. W jednej chwili zrozumiałam, że nigdy nie będę na tyle idealna, aby podczas modlitwy nie mieć sobie nic do zarzucenia i czuć się czysta wobec Boga. Zrozumiałam też, że wcale nie chodzi o to, żebym starała się z całych moich sił, zeby być doskonała. Zrozumiałam, ze jest to niemozliwe. Ale jednocześnie dotarło do mnie, że Bóg właśnie po to posłał swojego ukochanego Syna Jezusa, aby wziął na siebie moje grzechy i umarł zamiast mnie, abym ja już nie musiała się martwić ile rzeczy zrobiłam nie tak i zebym mogła bez poczucia winy przyjść do Niego i pogadać z Nim. Jak z przyjacielem. Jak z Tatą.
Świadomość Jego łaski i przebaczenia dała mi ogromną wolność. Przestałam myśleć o sobie i zaczęłam dziękować Bogu w prostocie serca za to, że dał samego siebie, aby tylko mieć relację ze mną i abym mogła swobodnie przyjść do Niego pomimo moich niedoskonałości.

Życzę Ci, abyś też mógł/mogła doświadczyć tego niesamowitego przebaczenia, jakie może dać tylko Bóg poprzez wiarę w to, że Jezus zapłacił już własną śmiercią za wszystkie Twoje grzechy. Niech ta prawda zmieni Cię tak, jak zmieniła mnie. Tylko w prawdzie jest wolność.


"Niech Cięnie opuszcza łaska i prawda, zawiąz je sobie na szyi, wypisz je na tablicy swojego serca!" Przypowieści Salomona 3,3
Share

Na dobry początek

Posted: sobota, 17 lipca 2010 by Pavo in
2

Witaj na naszej stronie!

Posted: piątek, 16 lipca 2010 by Pokolenie JC in
0

Znalazłeś się właśnie na oficjalnym blogu olszyńskiej Młodzieżówki. Wkrótce postaramy się tu zamieścić więcej informacji, abyś mógł nas lepiej poznać. Na razie zapraszamy Cię na spotkania twarzą w twarz:



W każdą sobotę
godz. 18:00
ul. Boenigka 12a, Olsztyn
(na czas wakacji nieregularnie - jeśli chcesz przyjść skontaktuj się z nami:



Zapraszamy do odwiedzenia naszej strony na facebooku:

http://www.facebook.com/photo.php?pid=5029872&id=610477482&fbid=409319272482#!/group.php?gid=78724606152&ref=ts
oraz:
http://www.facebook.com/pages/Olsztyn-Poland/Olsztyn-youth-christian/134988526534776?ref=sgm&__a=12&


Jeżeli chciałbyś nam zadać jakieś pytanie pisz na: pokolenieJC@gmail.com