Znaczenie Świąt Wielkanocnych

Posted: sobota, 23 kwietnia 2011 by KasiaK in Etykiety:
0

Wielkanoc ma swoje źródło w żydowskim święcie Paschy. Jest to święto biblijne, którego przestrzeganie zalecił Izraelitom sam Bóg. Pascha miała być pamiątką wydarzenia, które towarzyszyło Żydom przy ich wyjściu z Egiptu. Kiedy faraon po wielu dotykających jego kraj plagach wciąż nie chciał wypuścić ludu Bożego z ziemi egipskiej, Bóg postanowił ostatecznie objawić mu swoją moc. Nakazał Izraelitom, aby przygotowali baranka, pomazali jego krwią drzwi swoich domów, a następnie spożyli wieczerzę w swoich rodzinach. W nocy śmierć miała dotknąć wszystkich pierworodnych w kraju. Jedynie domy, oznaczone krwią baranka, miały zostać pominięte. Wspaniałość symboliki tego święta możemy zrozumieć dopiero wtedy, gdy zwrócimy uwagę na wydarzenia opisane w Nowym Testamencie – śmierć i zmartwychwstanie Jezusa. Jezus został ukrzyżowany w czasie świętowania żydowskiej Paschy, a prorok Izajasz w ten sposób mówił o nadchodzącym Mesjaszu: „Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić, nawet nie otworzył ust swoich. Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich”(Iz 53,7). Jedynym symbolem wielkanocnym, który ma powiązanie z chrześcijaństwem, jest baranek. Tak, jak niewinne zwierzę było zabijane przez Izraelitów, tak Jezus, chociaż był bez grzechu, został uznany za przestępcę i ukrzyżowany. Co więcej – tak, jak krew baranka ratowała domy Izraelitów przed śmiercią, tak krew Jezusa ratuje przed śmiercią nas, niezależnie od naszej narodowości. Bóg nie patrzył na to, kto znajdował się w pomazanym krwią domu – zwracał uwagę jedynie na oznaczenie, którego wykonanie zalecił. Jezus Chrystus umarł na krzyżu, aby uratować przed duchową śmiercią każdego, kto się do Niego zwróci. Żydzi musieli uwierzyć Bogu i zgodzić się na Jego sposób uchronienia ich przed śmiercią. Podobnie my dzisiaj musimy uwierzyć, że Jezus jest dla nas jedynym sposobem na uniknięcie śmierci za nasze grzechy. Zmartwychwstanie Jezusa natomiast jeszcze bardziej upewnia nas w tym, że On jest godzien zaufania i rzeczywiście ma moc dać nam życie wieczne. Zmartwychwstając, Chrystus udowodnił, że jest Panem życia i śmierci. Jeśli mógł powstać z martwych, oznacza to, że może również nas wzbudzić do życia, choćbyśmy nawet umarli (Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. – mówi Jezus w J 11,25).

Śmierć i zmartwychwstanie Jezusa, to nie są mity czy bajki. Wydarzenia związane z Jego życiem są historycznie udokumentowane. Rękopisów, potwierdzających historyczność tych wydarzeń jest o kilka tysięcy (!) więcej niż na przykład rękopisów, mówiących o istnieniu Juliusza Cezara. Dzisiaj żaden poważny historyk nie odważy się podważyć faktu śmierci Jezusa. Ale również faktu Jego zmartwychwstania, które wydaje się być wydarzeniem niemożliwym i fantastycznym, do dziś nikt nie potrafi obalić! Tworzone są różne teorie spiskowe związane ze Zmartwychwstaniem, jednak są one na tyle trudne do udowodnienia, że najbardziej wiarygodną wersją zdarzeń wydaje się być po prostu to, że Jezus rzeczywiście powstał z martwych. Nowy Testament w formie historycznej relacji dokładnie opisuje wydarzenia związane ze zmartwychwstaniem Jezusa. Według tych relacji ponad 500 osób widziało zmartwychwstałego Jezusa, a wielu z nich w momencie opisywania tych wydarzeń jeszcze żyło! Czy apostoł odważyłby się pisać o tym, gdyby wiedział, że odbiorca jego listu, sprawdzając te informacje i docierając do rzekomych naocznych świadków, natknie się na kłamstwo? Na jakiej podstawie stwierdzamy, że zmartwychwstanie jest niemożliwe? Czy nie uważamy tak tylko dlatego, że jest to rzecz ponad naturalna? Jeśli tak, dlaczego myślimy, że rzeczy ponad naturalne nie mogą mieć miejsca? Skoro Bóg jest dawcą życia, bez problemu może przywrócić życie komuś, kto umarł. Również my, jeśli uwierzymy zmartwychwstałemu Jezusowi, możemy mieć pewność, że choćbyśmy umarli, jednak powstaniemy do życia!

Składamy wszystkim serdeczne życzenia z okazji Świąt Wielkanocnych! Niech w tym czasie w Waszych sercach nastąpi głębokie zrozumienie śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa - z pewnością dwóch najważniejszych wydarzeń w historii świata!


Wiara dostarcza cudów!

Posted: niedziela, 17 kwietnia 2011 by anya. in
1


Abraham musiał żyć tak blisko Boga, ta relacja musiała być na tyle rzeczywista, że był on w stanie zrobić wszystko, co rozkazał Bóg. Wiem, że Abraham musiał mieć także mnóstwo pokory i uległości wobec Niego i nigdy nie był mądrzejszy, ale zdanie Ojca było najważniejsze, obojętnie czy mieściło się w ludzkim umyśle, czy zdawało się być irracjonalne.

Abraham można powiedzieć, że dość dobrze znał Boga. Nie wiem, czy można stwierdzić o kimś, że Go zna, ale na pewno po części jest to możliwe, przez doświadczenia, różne wydarzenia…. Takich doświadczeń miał możliwość przeżyć Abraham bardzo często. Dlatego kiedy usłyszał, że ma po prostu złożyć ofiarę ze swojego największego szczęścia, pierwszego w życiu dziecka, na które czekał kilkadziesiąt lat, nie pomyślał nawet o jakimkolwiek nieposłuszeństwie. Tak Bóg powiedział, tak należy zrobić! Cóż za pokora! Abraham wczesnym rankiem ruszył w podróż w celu dokonania Bożego rozkazu. Jednak w trakcie wędrówki powiedział sługom:"ja i chłopiec pójdziemy tam (na górę Moria, gdzie miał zabić swojego syna), a gdy się pomodlimy, wrócimy do was.” 1Moj.22:5. Co mógł przeżywać Abraham w czasie tej trzydniowej wędrówki? Myślę, że zastanawiał się jak Bóg z tego wybrnie, co On przygotował, skoro zapowiedział już dawno potomstwo „tak liczne jak gwiazdy”, niemożliwe do policzenia, potomstwo z tego właśnie syna, Izaaka! W Hebr.11:19 jest napisane: „sądził, że Bóg ma moc wskrzeszać nawet umarłych…” i pewnie z taką nadzieją szedł w kierunku góry Moria. Szedł, ale był gotowy to zrobić!

Wyobrażasz to sobie? Cóż za miłość do Boga – miłość przewyższająca wszelkie czyny, wszelkie inne obiekty miłości…miłość wielka, ale połączona z pełnym zaufaniem wobec obietnic. Abraham słynie z wielkiej wiary. Był zawsze w swoim życiu w tym miejscu, w jakim miał być!

Czy mnie stać na małe kroki wiary? W sprawach codziennych często mamy okazję sprawdzić tą naszą wiarę i miłość. Nasza miłość musi być połączona z wiarą! Czy Izaak wrócił razem z ojcem do Sary? Oczywiście!!! I tak oczywista jest wierność naszego Boga! Jeśli dał Ci jakąś obietnicę, jeśli zapisał jakieś obietnice w Biblii, to masz tylko czekać cierpliwie na ich spełnienie. W każdej sprawie.

Stan beznadziejny?

Posted: czwartek, 14 kwietnia 2011 by anya. in Etykiety:
0




Można powiedzieć, że sytuacja Hagar stała się bardzo trudna w pewnym momencie jej życia. Wyrzucona na pustynię z chlebem i bukłakiem wody, miała pod opieką syna, Ismaela. Jak może czuć się osoba w takim stanie? Przecież gorący piasek na pewno nie daje perspektyw na przeżycie dwóm bezbronnym istotom. Hagar czuła się na tyle słabo, jej stan wydawał się na tyle beznadziejny, że stać ją było jedynie na ostatni krok - porzucenie małego szczęścia i oczekiwanie na śmierć. Nie miała żadnej nadziei, tak jak horyzont na pustynie jest bogaty jedynie w pagórki piachu, tak w jej sercu, myślę, nic nie widniało na horyzoncie, żadna roślinka poprawy sytuacji, żaden krzew orzeźwienia, żadna nadzieja. Czekała tylko na najgorsze.
Nie chciałabym znaleźć się w jej położeniu, które przetłaczało ją zarówno na ciele jak i na duszy! Ale czy jej stan był rzeczywiście beznadziejny? Może był. Jednak tylko teraz i tylko dla niej. Ktoś z Góry miał daleko szersze horyzonty i miał inny plan dla życia tej kobiety. Tak, jak często Bóg niespodziewanie odwraca bieg różnych zdarzeń, tak nieoczekiwanie zaskoczył Hagar. Anioł Boży zawołał do niej z nieba i wskazał na Boga, na Jego plany wobec Ismaela, dotyczące przyszłości. Nikt nie będzie umierał! Twoje położenie jest tylko chwilowe, przejściowe, ale na tym nie koniec! Ja wszystko widzę, patrzę na Ciebie z nieba, a Twoje życie, każda chwila nie jest mi obojętna.
Chcę Cię uratować!
Bóg otworzył oczy strudzonej Hagar tak, że nagle spostrzegła studnię z wodą! Wybawienie było tak blisko! W jednym momencie Bóg sprawił uśmiech matki, dał możliwość ratunku, rzecz niezbędną w tej trudnej chwili i przede wszystkim dał świadomość, że On jest, że On nigdy nie porzuca swego stworzenia, że Ona daje obietnice an przyszłość, że nasze życie składa się w przeróżnych zdarzeń, z chwil radości i momentów załamania...
a to wszystko, żeby pokazać Swoją moc i Swoje rozwiązania!
Odtąd Hagar i Ismael mieszkali na pustyni, a Bóg był z nimi.
Może Twoja sytuacja też nie daje nikomu okazji do zazdrości, jest Ci ciężko, nie chce Ci sie żyć, bo nie widzisz sensu, nadziei, nie oczekujesz i nie spodziewasz się jakiejkolwiek zmiany...? On widzi daleko więcej, wybiega w przyszłość, a to, co teraz przeżywasz jest jedynie kawałkiem długiej drogi. Pustynia też ma swój kres...
I Mojżeszowa 21:8-21

Bóg uzdrawia złamane serce

Posted: niedziela, 3 kwietnia 2011 by Pavo in
1

Rozważałem kilka dni temu filozoficzne pytanie: "Jak udowodnić, że coś nie istnieje?". Pytanie to jest pozornie proste, ale spróbuj się nad nim chwilę zastanowić. Niektórzy powiedzą, że do istnienia potrzebujemy masy i kształtu - to prawda, ale jak wiele istniejących przecież cząstek pozornie nie spełnia tych kryteriów. Jest to bez wątpienia bardzo uproszczona odpowiedź dla ludzi takich właśnie odpowiedzi szukających. Niektórzy z was wymienią może jeszcze kilka cech istnienia. Ja w swoich rozważaniach doszedłem do wniosku, że nie istnieje to, co nie potrafi zareagować na kontakt i na kontakt odpowiedzieć. Mówiąc inaczej, krzesło istnieje dlatego, że jak je kopnę, to upadnie, a mnie zaboli noga, powietrze istnieje, bo (mimo że nie mogę tego zaobserwować bez odpowiedniego sprzętu) przemieszcza się, reaguje z moimi płucami. Mogę śmiało stwierdzić, że zarówno krzesło i powietrze nieposiadające tych cech, nie mogłyby istnieć - byłyby tylko iluzją. Co wobec tego z Bogiem? Bóg, w którego wierzę reaguje i odpowiada na reakcję.

Chcę ten post poświęcić temu właśnie zagadnieniu, ale nie chcę tu podawać naukowych dowodów ani cytować cudzych historii. Chcę podzielić się z Tobą kawałkiem mojego życia, chcę opowiedzieć Ci, jak realne były i są te słowa w moim życiu. Nie chcę rozwodzić się nad moim życiem zanim zostałem chrześcijaninem. Ale dla wprowadzenia w kontekst przytoczę kilka faktów z mojego życia.
Wychowałem się w rodzinie mającej od wielu pokoleń problemy alkoholowe, zarówno od strony mamy jak i ojca. Mój ojciec również jest alkoholikiem, który znęcał się nade mną i moją mamą, gdy byłem dzieckiem. Kilkukrotnie o mało nas nie zabił. Moja mama z kolei nigdy nie potrafiła okazać mi i mojemu rodzeństwu miłości. Wychowałem się zatem w przekonaniu, że jestem niekochanym i niechcianym dzieckiem. Doprowadziło to do dużego spustoszenia emocjonalnego w moim życiu. Po latach pełnych nienawiści, niewybaczenia i braku miłości zderzyłem się (dosłownie) z Bogiem. Nigdy za dużo o Nim nie wiedziałem, nie wiedziałem nawet, dlaczego umarł na krzyżu. Ale prosta prawda przekazana mi w ciągu 15 minut zapoczątkowała rewolucję w moim życiu. Dalej jednak byłem tym samym chłopakiem, o którym czytaliście wyżej. I tu zaczyna się cała historia.

Zacznę od najbardziej znaczącego dla mnie wydarzenia. Jest to modlitwa, podczas której po raz pierwszy w życiu poczułem się kochany. Zdaje sobie sprawę, że brzmi to dziwnie, ale było to dla mnie w tamtym okresie życia coś naprawdę dziwnego, a jednocześnie fascynującego.
Dlaczego nazwałem to wydarzenie najważniejszym? Ponieważ bez niego nie mogłoby być całej reszty.
Moje życie było mocno zdominowane przez poczucie braku miłości i nienawiść. Często śniłem nocne koszmary, przywołujące wspomnienia ciągłego życia w strachu przed ojcem. Była to pożywka dla nienawiści, która mnie trawiła, doprowadzając do punktu, w którym byłem gotowy zabić swojego ojca. Bóg jest jednak realną osobą i również, a może nawet zwłaszcza, w Jego przypadku sprawdza się stare polskie przyłowie: "Z kim przestajesz, takim się stajesz". Rozmowy z Bogiem i czytanie Biblii stopniowo usuwały z mojego serca nienawiść, wypierając ją poprzez miłość. Nauczyłem się kochać mojego ojca, mimo że od tamtej pory kilkukrotnie już mówił mi, że w jego oczach nie jestem jego synem. Dlatego początkowo sprawiało mi trudność łączenie osoby Boga z Ojcem. Do czasu, kiedy nauczyłem się prawdziwego znaczenia tego słowa.
Bóg jak dobry Tata z troską uleczył moje serce z nienawiści, jednak nie skończył na tym.
Moje życie w dalszym ciągu było bardzo rozchwiane, nie wierzyłem, że jest dla mnie jakakolwiek nadzieja na przyszłość, że komuś może na mnie zależeć, że ktoś może mnie kochać, nie potrafiłem wyrażać swojej miłości, popełniając błędy moich rodziców. W dużej mierze bałem się miłości, uciekając od niej. Tu nie mogę powiedzieć o czymś, co się skończyło, Bóg cały czas uczy mnie od podstaw jak małe dziecko. Upewnił mnie, że z Jego pomocą mogę wiele zrobić, uczy mnie wierzyć w to, że są ludzie, którzy naprawdę mnie kochają, uczy mnie okazywać miłość, uczy mnie marzyć. Może to wydawać się trudne do zrozumienia, ale Bóg jest dobrym tatą.
Wciąż uczę się wierzyć w miłość i miłość okazywać, co wcale nie jest łatwe. Nie potrafię marzyć, ale Bóg już zaczął to uzdrawiać. On jest tym, który jest blisko tych, których serca są zranione, On jest Ojcem sierot, On jest obrońcą skrzywdzonych! On jest moim Ojcem! On jest moim Bogiem!


Jeżeli masz pytania:
- Zostaw komentarz pod postem
lub
- Napisz na: Pokoleniejc@gmail.com