Wigilia pod sykomorą

Posted: czwartek, 13 grudnia 2012 by Gosia in
0

W najbliższą niedzielę, 16 grudnia, zbieramy się w Cafe pod Sykomorą 
(czyli tutaj :) w nieco refleksyjnym klimacie przy stole pełnym frykasów -

ZAPRASZAMY NA WIGILIĘ!

W miłej atmosferze będziemy kontynuować temat (nie)wiarygodnej Biblii, 
tym razem zastanawiając się, czy jest zbyt cudowna, by być prawdziwa.

Ciemna strona mocy

Posted: czwartek, 29 listopada 2012 by Gosia in
0


Żyjemy w świecie sprzeczności. Z jednej strony napotykamy wielu racjonalistów, ateistów, ludzi wątpiących w istnienie jakiejkolwiek siły duchowej, z drugiej dostrzegamy przejawy niesamowitego zainteresowania religijnymi praktykami i filozofiami związanymi z Bliskim Wschodem. Ludzie ćwiczą jogę, uczestniczą w medytacjach, zasięgają porad u posługujących się SMS-ami i telewizyjnymi programami wróżek, dopatrują się w nich wyroczni mogących opowiedzieć im nieco o bliższej lub dalszej przyszłości. 

W tym świecie diabeł to czerwona postać ze spiczasto zakończonym ogonkiem, równie spiczastą bródką, różkami i widełkami służącymi mu do dźgania smażących się w kotle, groteskowo wyglądających ludzików. Taki obraz wywołuje raczej uśmiech niż faktyczny strach przed "księciem tego świata" (Ew. Jana 16, 11). A owemu księciu jest to tylko na rękę. Przecież może manipulować ludźmi o takim poglądzie, jak mu się podoba.

Gdzie bowiem tak naprawdę znajduje się diabeł? Czy siedzi gdzieś w podziemiach wśród buchających czerwonawo języków ognia? W jednym ze swoich listów apostoł Jan pisze: 


Wiemy, że jesteśmy z Boga, cały zaś świat leży w mocy Złego. 
 1 J 5, 19

Szatan nie tylko jest na ziemi, może się po niej przechadzać i oglądać, co robimy i jak sobie żyjemy, ale i ma pewne prawa do wtrącania się w to życie:

Otóż zdarzyło się pewnego dnia, że przybyli synowie Boży, aby się stawić przed Panem, a wśród nich przybył też i szatan. I rzekł Pan do szatana: Skąd przybywasz? A szatan odpowiedział Panu, mówiąc: Wędrowałem po ziemi i przeszedłem ją wzdłuż i wszerz. Rzekł Pan do szatana: Czy zwróciłeś uwagę na mojego sługę, Joba? Bo nie ma mu równego na ziemi. Mąż to nienaganny i prawy, bogobojny i stroniący od złego. Na to szatan odpowiedział Panu, mówiąc: Czy za darmo jest Job tak bogobojny? Czy Ty nie otoczyłeś go zewsząd opieką wraz z jego domem i wszystkim, co ma? Błogosławiłeś sprawie jego rąk i jego dobytek rozmnożył się w kraju. Lecz wyciągnij tylko rękę i dotknij tego, co ma; czy nie będzie ci w oczy złorzeczył? Na to rzekł Pan do szatana: Oto wszystko, co ma, jest w twojej mocy, tylko jego nie dotykaj! I odszedł szatan sprzed oblicza Pana. I zdarzyło się pewnego dnia, gdy jego synowie i jego córki jedli i pili wino w domu swego najstarszego brata, że przybył posłaniec do Joba, mówiąc: Woły orały, a oślice pasły się obok nich. Wtem napadli Sabejczycy i zabrali je, a sługi pozabijali ostrzem miecza; uszedłem tylko ja sam, aby ci o tym donieść. Gdy ten jeszcze mówił, przyszedł inny i rzekł: Ogień Boży spadł z nieba, spalił trzodę i sługi i pochłonął je; uszedłem tylko ja sam, aby ci o tym donieść. Gdy ten jeszcze mówił, przyszedł inny i rzekł: Chaldejczycy wystawili trzy hufce, napadli na wielbłądy i zabrali je, a sługi pozabijali ostrzem miecza; uszedłem tylko ja sam, aby ci o tym donieść. Gdy ten jeszcze mówił, przyszedł inny i rzekł: Twoi synowie i twoje córki jedli i pili wino w domu swego najstarszego brata. Wtem gwałtowny wicher zerwał się od pustyni i uderzył na cztery węgły domu, tak że on zawalił się na młódź i zginęli; uszedłem tylko ja sam, aby ci o tym donieść.
 Hiob 1, 6-19

Diabeł oskarża ludzi, starając się ich jak najbardziej przed Bogiem oczernić, podchodzi nas, kusi, robi wszystko, by skłonić nas do grzechu, jego ostatecznym celem jest odciągnięcie nas od Boga, złapanie w swoje sidła; to on dąży do tego, żebyś po śmierci nie znalazł się w miejscu do którego trafił Łazarz (http://pokoleniejc.blogspot.com/2012/11/smierc-i-co-dalej.html).

Szatan wraz ze swoją świtą może też człowieka opętać. W Nowym Testamencie Jezus bardzo często przypisuje pewne zachowania i stany ludzi właśnie zademonieniu. Ewangeliści używają takich określeń jak:
  • daimonizomai - zademoniony
  • en pneumti akatarto - w duchu nieczystym
  • eicheo pneuma akatarton - mieć/posiadać ducha nieczystego
  • daimonion echei - demona ma
Demony będące w człowieku mogą sprawić, że stanie się głuchy, niemy, niewidomy, że dowie się o rzeczach innym nieznanych. (Oczywiście fakt tego, że jakaś dziewczynka w twojej okolicy nie widzi otaczającego nas świata, a któryś z sąsiadów ogłuchł, nie oznacza jeszcze, że są opętani.) Działanie szatana, przejmowanie kontroli nad naszym życiem, a w efekcie nawet opętanie zaczyna się często bardzo niewinnie, od zwykłej zabawy w wywoływanie duchów, chęci poeksperymentowania, ciekawości, jak to będzie, jeśli... 




Dobrze byłoby jednak pamiętać, że strach jest tym, czym demony się karmią. Gdy Jan przebywał na zesłaniu, na wyspie Patmos, Bóg pokazał mu obrazy odnoszące się do przyszłości. W jednej z takich wizji Jan ujrzał, że:

I zrzucony został ogromny smok, wąż starodawny, zwany diabłem i szatanem, który zwodzi cały świat; zrzucony został na ziemię, zrzuceni też zostali z nim jego aniołowie. I usłyszałem donośny głos w niebie, mówiący: Teraz nastało zbawienie i moc, i panowanie Boga naszego, i władztwo Pomazańca jego, gdyż zrzucony został oskarżyciel braci naszych, który dniem i nocą oskarżał ich przed naszym Bogiem. A oni zwyciężyli go przez krew Baranka i przez słowo świadectwa swojego, i nie umiłowali życia swojego tak, by raczej je obrać niż śmierć.
Obj. 12, 9-11

Jezus pokonał już śmierć, diabła i pochodzące od niego zło, zmartwychwstając po swoim ukrzyżowaniu. Kto wierzy w Jezusa nie musi się go obawiać!

Śmierć. I co dalej?

Posted: poniedziałek, 26 listopada 2012 by Gosia in
0

C.S. Lewis, autor „Opowieści z Narnii” napisał: Gdyby ktoś, kto jest tylko człowiekiem, mówił takie rzeczy jak Jezus, nie byłby wielkim moralnym nauczycielem. Byłby albo szaleńcem albo diabłem z piekła rodem. Musimy dokonać wyboru – pisze. – Albo Jezus był i jest Synem Boga, albo był szaleńcem lub kimś złym, ale – kontynuuje Lewis – nie wychodźmy z tym protekcjonalnym nonsensem, że to wielki, ludzki nauczyciel. On nie pozostawił nam co do tego cienia wątpliwości. Nie zamierzał. Stajemy przed tą przerażającą alternatywą. Albo Jezus był (i jest) dokładnie tym, za kogo się podawał, albo też był szaleńcem lub kimś gorszym. Jakkolwiek dziwne, przerażające czy nieprawdopodobne może się to wydawać, zgodzić się muszę z poglądem, iż On był i jest Bogiem.
W świetle tych słów i całej Biblii, która jednoznacznie potwierdza dokonaną przez C.S. Lewisa analizę, należy naprawdę mocno skupić się na tym, co mówił Jezus. Nie był szalony i nie kłamał. O czym możemy się więc dowiedzieć np. z takich słów:

A był pewien człowiek bogaty, który się przyodziewał w szkarłatne szaty i kosztowne tkaniny i co dzień wystawnie ucztował. Był też pewien żebrak, imieniem Łazarz, który leżał u jego wrót owrzodziały. I pragnął nasycić się odpadkami ze stołu bogacza, a tymczasem psy przychodziły i lizały jego rany. I stało się, że umarł żebrak, i zanieśli go aniołowie na łono Abrahamowe; umarł też bogacz i został pochowany. A gdy w krainie umarłych cierpiał męki i podniósł oczy swoje, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. Wtedy zawołał i rzekł: Ojcze Abrahamie, zmiłuj się nade mną i poślij Łazarza, aby umoczył koniec palca swego w wodzie i ochłodził mi język, bo męki cierpię w tym płomieniu. Abraham zaś rzekł: Synu, pomnij, że dobro swoje otrzymałeś za swego życia, podobnie jak Łazarz zło; teraz on tutaj doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. I poza tym wszystkim między nami a wami rozciąga się wielka przepaść, aby ci, którzy chcą stąd do was przejść, nie mogli, ani też stamtąd do nas nie mogli się przeprawić. I rzekł: Proszę cię więc, ojcze, abyś go posłał do domu ojca mego. Mam bowiem pięciu braci, niechaj złoży świadectwo wobec nich, aby i inni nie przyszli na to miejsce męki. Rzekł mu Abraham: Mają Mojżesza i proroków, niechże ich słuchają. A on rzekł: Nie, ojcze Abrahamie, ale jeśli kto z umarłych pójdzie do nich, upamiętają się. I odrzekł mu: Jeśli Mojżesza i proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, też nie uwierzą.
 Łk 16, 19-31

Co będzie z nami po śmierci? Po pierwsze będziemy świadomi. Świadomi tego, kim jesteśmy i kim byliśmy. Tego, gdzie znajdujemy się obecnie i tego, gdzie znajdują się nasi bliscy. Będziemy czuć i myśleć. Bogacz z opowieści Jezusa zdawał sobie sprawę, że ma jeszcze na ziemi braci, chciało mu się pić, próbował wymyślić sposób, jak to pragnienie zaspokoić. Gdy prosił niegdysiejszego biedaka i żebraka o pomoc, ten człowiek nie zdawał sobie jednak sprawy z bardzo ważnego faktu. Od Łazarza oddzielała go przepaść. Bogacz znalazł się w piekle. Łazarz w niebie. Nie było jakiejś trzeciej opcji, czegoś pomiędzy. Nie było mostu czy jakiejś kładki. Ani jeden nie mógł przejść do drugiego, ani drugi do pierwszego. Nikt z żyjących nie mógł też z nimi porozmawiać. Ani Łazarz, ani bogacz nie mieli prawa powrócić do swoich rodzin czy przyjaciół, by powiedzieć im o tym, co widzieli.
Jezus mówi prosto i wprost. Każdy z nas umrze. Po śmierci trafi w jedno z dwóch miejsc i zostanie tam na wieczność. Będzie „cierpiał lub doznawał pocieszenia”. Nie wróci już, nie odrodzi się na nowo, by móc cokolwiek zmienić w życiu swoim lub innych.

Jeśli wierzymy w prawdziwość tej historii, musimy wziąć też pod uwagę inne słowa tego, kto ją opowiada. Musimy zrozumieć, że wszystko, co mówił Jezus koncentrowało się na możliwości osiągnięcia tego wiecznego pocieszenia, innymi słowy nieba, jedynie dzięki Niemu. To On odpowiada na pytanie o sens istnienia. To Jego śmierć i późniejsze zmartwychwstanie sprawiły, że teraz możemy bez strachu przed naszym grzechem modlić się do Boga Ojca. 

Posted: środa, 31 października 2012 by Gosia in
0





4 listopada zapraszamy na wydarzenie specjalne rozpoczynające kolejny cykl Spotkań pod sykomorą! 





Hasło przewodnie wydarzenia nawiązuje do gry zatytułowanej Czarne historie. Są to zawarte na specjalnych kartach zdania dotyczące śmierci (naturalnej bądź nie...). Na ich podstawie, przy pomocy pytań, na które prowadzący może udzielać jedynie odpowiedzi "tak"/ "nie", gracze muszą wspólnie ustalić, co tak naprawdę wydarzyło się w krótkiej, aczkolwiek często przerażającej opowieści. 
Mile widziane historie stworzone na podstawie własnych pomysłów!

Więcej na ten temat możecie znaleźć tutaj: http://www.czarne-historie.pl/
i jeszcze tutaj: https://www.facebook.com/events/277259769043307/

Ponadto z racji tego, że przewidujemy raczej mroczny wystrój, a 4 listopada to okolice dość znanego w naszym kraju święta, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, zapraszamy z własnym zniczem :)


Cykl „Relacja zamiast reguły”. Modlitwa grupowa

Posted: poniedziałek, 29 października 2012 by Gosia in
0

Ostatnio dużo słyszy się, że kościół to tylko taka instytucja, budynek, do którego chodzi się w niedzielę
i jakieś ważniejsze, ustanowione święta. Zresztą wszyscy ludzie, którzy tam są to na pewno modlący się na pokaz hipokryci udający świętych. I choć nie zgadzam się z tym w pełni, to nie da się ukryć, że można tu też znaleźć sporo prawdy. Jednak w jaki sposób mówić w takim razie o modlitwie w grupie? Czy jest to
w ogóle możliwe?


Rzeczywiście chodzenie do kościoła rozumiane jedynie jako udawanie się do jakiegoś budynku jest pewnym wypaczeniem. W Piśmie Świętym czytamy, że Kościół to zgromadzenie. Kościół, który założył Jezus, Kościół pisany przez duże „K”, to ludzie. Pójście do Kościoła nieodłącznie wiąże się więc z pójściem do ludzi, ze spotkaniem z innymi. A co za tym idzie również wspólną modlitwą. Mamy mnóstwo przykładów ludzi, którzy modlili się sami. Modlił się Mojżesz, modlił się Dawid. Jezus też modlił się, będąc sam na sam z Ojcem. Ten ostatni mówi też jednak:
(...) gdzie są dwaj lub trzej zgromadzeni w imię moje, tam jestem pośród nich.
Mt 18, 20

Z Ewangelii wiemy też, że Jezus chodził do synagogi. Skoro więc Jezus modli się zarówno sam, jak
i w grupie, my też powinniśmy – w końcu chcemy Go naśladować. O indywidualnej modlitwie już było. Czas na grupową.

Ma ona sporo cech wspólnych z naszą osobistą modlitwą. W jednej i drugiej chcemy wielbić Boga, modlić się o siebie i innych, zanosić do Boga swoje prośby, dziękować Mu, prosić o prowadzenie Ducha Świętego. Wszystko ze szczerością, prostotą i ufnością. Istnieje też jednak sporo różnic. Podstawową jest oczywiście fakt, że oprócz Boga i mnie są też inni ludzie, muszę zwracać uwagę także na nich. Może czasem ciężko się z tymi ludźmi duchowo „zgrać”, zrozumieć ich sprawy, problemy…
Na taką wspólną modlitwę powinniśmy więc nastawiać się nieco inaczej. Jej celem jest przede wszystkim wspólne zbliżenie się do Boga poprzez budowanie siebie nawzajem i służenie innym.
Tak i wy, ponieważ usilnie zabiegacie o dary Ducha, starajcie się obfitować w te, które służą ku zbudowaniu zboru. (...) Gdy się schodzicie, jeden z was służy psalmem, inny nauką, inny objawieniem, inny językami, inny ich wykładem; wszystko to niech będzie ku zbudowaniu.
1 Kor. 14, 12. 26 

Jak budujemy? Jak służymy? Mówiąc. Głośno. Czasem, „tłumacząc” Bogu coś, co jest Mu świetnie znane
i dobrze wiadome, ale może niejasne dla innych. Dając z siebie to, co potrafimy; to, w co wyposażył nas Bóg. Umiemy grać i śpiewać? Śpiewajmy i grajmy! Ktoś prosi nas o modlitwę? Módlmy się o niego! Bóg coś do nas mówi? Powiedzmy to też pozostałym! To jak gra w koszykówkę lub piłkę nożną – każdy
w zespole ma swoje zadanie, każdy musi pracować indywidualnie, ale tylko cała drużyna może odnieść zwycięstwo. Trener te zadania wyznacza, pokazuje, co, kiedy i jak robić, ale zawodnicy muszą go słuchać
i chcieć ze sobą współpracować. Tylko wtedy są w stanie odnieść zwycięstwo.


W Piśmie można też dostrzec, że taka wspólna modlitwa ma też inną wartość niż modlitwa indywidualna.
W Księdze Powtórzonego Prawa (Pwt 12, 1-14) Bóg daje pewne wytyczne, zwracając się do grupy ludzi. Mowa jest tutaj np. o szczególnym dla Żydów miejscu – świątyni. Świątynią dla chrześcijan jest gromadzenie się nie w szczególnym miejscu, lecz w szczególnym imieniu. Przypomnijmy sobie, że Jezus mówi o ludziach zgromadzonych w Jego imieniu (przytoczony już cytat z Ewangelii Mateusza). Modlitwa zorientowana na Jezusa, stawiająca Go w centrum spotkania, ma niesamowitą moc.

Nadto powiadam wam, że jeśliby dwaj z was na ziemi uzgodnili swe prośby o jakąkolwiek rzecz, otrzymają ją od Ojca mojego, który jest w niebie.
Mt 18, 19 


A skąd będziemy wiedzieli, że nasza modlitwa ma sens? Że naprawdę jest potrzebna? Że to nie tylko nasze zachcianki? To już działka Ducha Świętego, który nas do niej popycha. Bóg zna nasze potrzeby. Wszystkie. Zarówno te mocno osobiste, jak i mające wpływ na całą grupę. Taką modlitwę, do której powinniśmy dążyć – jednomyślną, odważną, poddaną prowadzeniu Ducha Świętego – pokazują Dzieje Apostolskie:
A gdy zostali zwolnieni, przyszli do swoich i opowiedzieli wszystko, co do nich mówili arcykapłani i starsi. Ci zaś, gdy to usłyszeli, podnieśli jednomyślnie głos do Boga i rzekli: Panie, Ty, któryś stworzył niebo i ziemię, i morze, i wszystko, co w nich jest, któryś powiedział przez Ducha Świętego ustami ojca naszego Dawida, sługi twego: Czemu wzburzyły się narody, a ludy myślały o próżnych rzeczach? Powstali królowie ziemscy i książęta zebrali się społem przeciw Panu i przeciw Chrystusowi jego. Zgromadzili się bowiem istotnie w tym mieście przeciwko świętemu Synowi twemu, Jezusowi, którego namaściłeś, Herod i Poncjusz Piłat z poganami i plemionami izraelskimi, aby uczynić wszystko, co twoja ręka i twój wyrok przedtem ustaliły, żeby się stało. A teraz, Panie, spójrz na pogróżki ich i dozwól sługom twoim, aby głosili z całą odwagą Słowo twoje, gdy Ty wyciągasz rękę, aby uzdrawiać i aby się działy znaki i cuda przez imię świętego Syna twego, Jezusa. A gdy skończyli modlitwę, zatrzęsło się miejsce, na którym byli zebrani, i napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i głosili z odwagą Słowo Boże. A u tych wszystkich wierzących było jedno serce i jedna dusza (...).
Dz 4, 23-32 

Wszyscy modlili się głośno, tak, by każdy słyszał, co chce powiedzieć Bogu, ktoś przeczytał psalm, ktoś inny powiedział, jak go rozumie, ktoś poprosił o odwagę. Prosto, bez zbędnego patosu, a z piorunującym efektem – napełnieniem Duchem Świętym. A jak potoczyłoby się to spotkanie, gdyby tylko siedzieli gdzieś po kątach, milcząc?

Cykl „Relacja zamiast reguły”. Jak nawiązać relację i pozostać w kontakcie?

Posted: poniedziałek, 15 października 2012 by Gosia in
0

Czym jest modlitwa? Co staje nam przed oczami, gdy słyszymy to słowo? Myślimy o rozmowie, rutynie, prośbie, relacji, słuchaniu, wyciszeniu, senności… Jakie emocje się z nią wiążą? A może jest nam zupełnie obojętna?

Jezus mówił do swoich uczniów: 
A wy tak się módlcie: Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię twoje, przyjdź Królestwo twoje, bądź wola twoja, jak w niebie, tak i na ziemi. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj; i odpuść nam nasze winy, jak i my odpuszczamy naszym winowajcom; i nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego; albowiem twoje jest Królestwo i moc, i chwała na wieki wieków. Amen.
Mt 6, 9-13 

Czy oznacza to, że żadna inna modlitwa jest niedopuszczalna? Że mamy jedynie wciąż i wciąż powtarzać tę podaną nam 2000 lat temu regułę, a każde pominięte lub dodane zdanie będzie traktowane jako przekroczenie pewnej granicy, pogwałcenie prawa? Nie sądzę…

W jednym ze swoich listów apostoł Paweł pisze:
(...) wszystko to, co mi było zyskiem, uznałem ze względu na Chrystusa za szkodę. Lecz więcej jeszcze, wszystko uznaję za szkodę wobec doniosłości, jaką ma poznanie Jezusa Chrystusa, Pana mego (...) i wszystko uznaję za śmiecie, żeby zyskać Chrystusa.
Flp 3, 7-8 

Jeśli porównamy te dwa teksty, zobaczymy jak wspaniale się uzupełniają. Jezus, modląc się, zwraca się do Boga, naszego Ojca, wielbi Jego imię, wskazuje, że jest ono święte, prosi, by na ziemi zapanowało Boże Królestwo, by wszędzie było widać przejawy woli Boga, by idealność będąca atrybutem nieba mogła stać się też atrybutem ziemi. Dopiero później pojawiają się prośby bardziej ‘przyziemne’ – o jedzenie, wybaczenie grzechów, ochronę. Paweł, podobnie jak Jezus stawia Boga ponad wszystko inne, więcej nawet – słowo przetłumaczone na język polski jako ‘szkoda’ w grece oznacza… GNÓJ! To dość dosadne określenie pokazuje jak małą wartość miało dla Pawła wszystko, co nie przybliżało go do Boga. On nie chciał zadowalać się byle czym, szukał więcej i więcej, nie mogąc zrozumieć, jak można stawiać gnój ponad Boga i poznawanie Go. Dorzućmy do tego jeszcze jedno zdanie wypowiedziane przez Jezusa:
Szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane. 
 Mt 6, 33

Jeśli postawimy Boga w naszym życiu na pierwszym miejscu, zaczniemy modlić się do niego wytrwale 
i prosić, by jeszcze mocniej pokazał nam, dlaczego to takie ważne, okaże się, że stajemy się ‘niespokojni’, że nie możemy biernie patrzeć na wiele rzeczy, które wcześniej były nam obojętne, że codzienne modlitwy przestają być nudną rutyną, przeistaczają się w pełne pasji rozmowy, najwspanialsze wydarzenia. Być może odczujemy coś, czego nigdy nie czuliśmy lub czego byśmy się poczuć nie spodziewali, być może otrzymamy nowe zdolności i umiejętności, być może zapragniemy trwać w obecności Boga, modlić się podczas całego dnia – w drodze do szkoły, pracy, siedząc w autobusie, stojąc w kolejce do sklepowej kasy… 
I, co najciekawsze, nie będzie to niczym dziwnym – w Biblii znajdziemy wiele fragmentów mówiących 
o niedającym się zaspokoić pragnieniu Boga:
Jak jeleń pragnie wód płynących, Tak dusza moja pragnie ciebie, Boże! Dusza moja pragnie Boga, Boga żywego. Kiedyż przyjdę i ukażę się przed obliczem Boga? 
Ps 42, 2-3 

Boże! Tyś Bogiem moim, ciebie gorliwie szukam, Ciebie pragnie dusza moja; tęskni do ciebie ciało moje, jak ziemia zeschła, spragniona i bezwodna. Tak wyglądałem ciebie w świątyni, by ujrzeć moc twoją i chwałę twoją, gdyż lepsza jest łaska twoja niż życie (...).
Ps 63, 2-4

Wiele razy czytamy, że nic prócz Boga nie daje szczęścia:
Rzekłem do Pana: Tyś Panem moim, nie ma dla mnie dobra poza tobą.
Ps 16, 2

Lecz moim szczęściem być blisko Boga. Pokładam w Panu, w Bogu nadzieję moją, aby opowiadać o wszystkich dziełach twoich.
Ps 73, 28

Bóg pragnie jednak ten głód nie tylko rozpalać, ale i zaspokajać. Przecież zapoczątkował już Swoje Królestwo, posyłając na ziemię Jezusa, który oczyścił naszą relację z Bogiem zepsutą przez grzech Adama
i Ewy, umierając na krzyżu i który pokonał śmierć i szatana, zmartwychwstając.

Co nowego?

Posted: wtorek, 9 października 2012 by Gosia in
0




W październiku podczas Spotkań pod sykomorą obracamy się wokół tematów związanych z modlitwą – nawiązujemy z Bogiem relację, staramy się utrzymać z Nim kontakt i przyłączamy do innych, którzy też tego pragną, by iść coraz głębiej i głębiej. 




Dokładny plan i więcej info na temat nowego cyklu znajdziecie tutaj: http://pokoleniejc.blogspot.com/p/spotkania.html 




W zakładce „Moja historia…” możecie też przeczytać kolejne opowieści o tym, jak fakt, że Jezus żyje może kompletnie zmienić czyjeś życie. 
Przekonajcie się, dlaczego Ania i Wiktoria należą do Pokolenia JC: http://pokoleniejc.blogspot.com/p/moja-historia.html

Tydzień gier pod sykomorą

Posted: piątek, 17 sierpnia 2012 by Gosia in
0

Nadchodzi czas reaktywacji Spotkań pod sykomorą.

W ostatnim tygodniu sierpnia chcemy zaprosić Cię na wspólne granie. Przychodzisz sam lub ze znajomymi. Liczysz na to, że spodobają Ci się gry, które już mamy i znamy lub zaskakujesz nas czymś całkiem nowym. Pełna dowolność.

20 - 24 sierpnia między 16:00 a 20:00
Olsztyn, ul. Boenigka 12a (Jaroty)

Więcej:  https://www.facebook.com/events/274892702612748/


                                            ZAPRASZAMY!


Cykl „Trudne Sprawy”. Całun Turyński, chusta Weroniki, stygmaty – prawdziwe czy nie? Co to zmienia?

Posted: sobota, 9 czerwca 2012 by Gosia in
1


Niemało naukowców i sporą grupę chrześcijan nurtują pytania, czy Całun Turyński i chusta Weroniki przedstawiają wizerunki ciała i twarzy Chrystusa; czy stygmatycy zostali nadnaturalnie naznaczeni przez Boga; czy mają jakąś specjalną misję do spełnienia?

Choć niektóre badania datowały Całun Turyński na wiek XIV, wiele jednak – drobinki roślin, pasożytów, rodzaj materiału – wskazuje na Palestynę pierwszych wieków. Wielu  naukowców przemawia za niezwykłością Całunu – widoczne na nim ślady tortur i ran śmiertelnych są wierne historycznie; nie potwierdza powielanych w średniowieczu stereotypów. Ponadto jest swego rodzaju negatywem, który mógł być stworzony w wyniku silnego naświetlania lub promieniowania – podobne zjawiska mogłyby być częścią zmartwychwstania, jednak technologii ich odtworzenia na pewno nie znano ani w pierwszych wiekach po Chrystusie, ani w średniowieczu.

Nieco inaczej przedstawia się sprawa z autentycznością chusty Weroniki. Po pierwsze w Biblii nie ma nawet wzmianki o kobiecie ocierającej Jezusowi twarz. Po drugie możliwe, że podobna postać w ogóle nie istniała (jej imię można łączyć ze słowami vere aikon – prawdziwe oblicze), a cała opowieść była jedynie próbą wytłumaczenia, skąd wzięła się chusta z rzekomym wizerunkiem Jezusa. Po trzecie – na chuście nie znaleziono żadnych śladów krwi. Wreszcie po czwarte – „chust Weroniki” można znaleźć wiele (podobno znajduje się ona w Rzymie; podobno jest w posiadaniu wiernych z Manopello itd.)

Na potwierdzenie autentyczności swych znamion stygmatycy przytaczają natomiast werset z 6 rozdziału listu do Galacjan:

Odtąd niech mi nikt przykrości nie sprawia; albowiem ja stygmaty Jezusowe noszę na ciele moim.
Gal 6,17 

Czym jednak są owe „stygmaty”, które nosi apostoł Paweł? Użyte w tekście oryginalnym greckie słowo stigma znaczy tyle co: „ukłucie, tatuaż, piętno hańby niewolników, przestępców”. Z innych fragmentów Pisma Świętego (np. Dziejów Apostolskich) wiemy, że Paweł wielokrotnie doświadczał prześladowań wynikających ze zwiastowania ewangelii, był biczowany, wtrącany do więzień, znieważany. „Stygmaty Jezusowe” Pawła są więc raczej znamieniem przynależności do Jezusa, a nie otwarcie krwawiącymi ranami w dłoniach czy nadgarstkach.

Pytanie o autentyczność wyżej wymienionych przedmiotów czy znaków zaczyna jednak tracić sens, gdy spojrzymy na wzmianki o przedmiotach, dzięki którym dzieją się cuda, obecne w Biblii (tak! są takie!):

Potem Elizeusz umarł i pochowano go. Następnego roku wtargnęły do kraju moabskie oddziały najezdnicze. Zdarzyło się, że gdy chowano jakiegoś człowieka, zauważono, że właśnie nadciąga oddział najezdniczy. Rzucono wtedy tego człowieka do grobu Elizeusza. A gdy ten człowiek dotknął zwłok Elizeusza, odzyskał życie i wstał o własnych siłach.
2 Król 13, 20-21

Nie wiemy, dlaczego żołnierz, który wpadł do grobu starotestamentowego proroka Elizeusza odzyskał życie; w tekście nie pojawia się żadne wyjaśnienie, dlaczego tak się stało. Nie czytamy jednak także, że Żydzi zaczęli znosić do tego grobu innych zmarłych i w ten sposób ich ożywiać, nie widzimy, by grób stał się święty.

Podobne sytuacje występują w Nowym Testamencie:

Niezwykłe też cuda czynił Bóg przez ręce Pawła, tak iż nawet chustki lub przepaski, które dotknęły skóry jego, zanoszono do chorych i ustępowały od nich choroby, a złe duchy wychodziły.
 Dz 19, 11-12

A przez ręce apostołów działo się wśród ludu wiele znaków i cudów. I zgromadzali się wszyscy jednomyślnie w przysionku Salomonowym, z postronnych jednak nikt nie ośmielał się do nich przyłączać; ale lud miał ich w wielkim poważaniu. Przybywało też coraz więcej wierzących w Pana, mnóstwo mężczyzn i kobiet, tak iż nawet na ulice wynoszono chorych i kładziono na noszach i łożach, aby przynajmniej cień przechodzącego Piotra mógł paść na którego z nich.
Dz 5, 12-15

 Sam Jezus stosuje czasem podobne praktyki:

I przybyli do Betsaidy. I przyprowadzili do niego ślepego, i prosili go, aby się go dotknął. A On wziął ślepego za rękę, wyprowadził go poza wieś, plunął w jego oczy, włożył nań ręce i zapytał go: Czy widzisz coś? A ten, przejrzawszy, rzekł: Spostrzegam ludzi, a gdy chodzą, wyglądają mi jak drzewa. Potem znowu położył ręce na jego oczy, a on przejrzał i został uzdrowiony; i widział wszystko wyraźnie. I odesłał go do domu jego, nakazując: Tylko do wsi nie wchodź.
Mk 8,22-26

Po tych słowach splunął na ziemię i ze śliny uczynił błoto, i to błoto nałożył na oczy ślepego. I rzekł do niego: Idź i obmyj się w sadzawce Syloe (to znaczy Posłany). Odszedł tedy i obmył się, i wrócił z odzyskanym wzrokiem.
J 9, 6-7

Nie widzimy jednak, by uzdrawianie poprzez chustki apostoła Pawła czy cień apostoła Piotra było inicjatywą wychodzącą od nich. Nie stało się to powszechnie obowiązującą praktyką, nie nauczał i nie pochwalał tego żaden z apostołów. Chustki i cień nie stały się święte. Święte nie stało się błoto ani ślina, których użył Jezus. Pozostaje więc pytanie, dlaczego takie rzeczy/praktyki były skuteczne?

A gdy wszedł do Kafarnaum, przystąpił do niego setnik, prosząc go i mówiąc: Panie, sługa mój leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi. Rzekł mu Jezus: Przyjdę i uzdrowię go. A odpowiadając setnik rzekł: Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiony sługa mój. Bo i ja jestem człowiekiem podległym władzy i mam pod sobą żołnierzy; i mówię temu: Idź, a idzie; innemu zaś: Przyjdź, a przychodzi; i słudze swemu: Czyń to, a czyni. Gdy Jezus to usłyszał, zdziwił się i rzekł do tych, którzy szli za nim: Zaprawdę powiadam wam, u nikogo w Izraelu tak wielkiej wiary nie znalazłem. A powiadam wam, że wielu przybędzie ze wschodu i zachodu, i zasiądą do stołu z Abrahamem i z Izaakiem, i z Jakubem w Królestwie Niebios. Synowie Królestwa zaś będą wyrzuceni do ciemności na zewnątrz; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. I rzekł Jezus do setnika: Idź, a jak uwierzyłeś, niech ci się stanie! I został uzdrowiony sługa w tej godzinie.
Mt 8, 5-13 

W tym fragmencie Jezus wyraźnie wskazuje na fakt uzdrowienia przez wiarę. To poprzez wiarę został uzdrowiony ślepiec, to poprzez wiarę uzdrowieni zostali ludzie przenoszący chusty Pawła czy przechodzący przez cień Piotra. Oni po prostu uwierzyli, że może się to stać. Przedmioty, błoto, ślina były jedynie pomocami, stymulantami, wyrazami owej wiary. Nie tworzono wokół nich kultu, nie stawały się pośrednikami okazywanej przez Boga łaski.

Podobnie wygląda sprawa stygmatów i stygmatyków – nic w Biblii nie wskazuje na to, by Bóg robił podobne rzeczy. Bóg jest Bogiem dobrym, On nie chce naszego bólu, nie znęca się nad ludźmi, nie widzimy, by ból miał jakieś moce uwalniające. W wątpliwość należy też poddać głoszone przez wielu stygmatyków rzeczy ani razu niewystępujące w Biblii i kompletnie z nią niezwiązane. Bóg zawarł już w Biblii wszystko, co powinniśmy wiedzieć.

A Biblia bardzo jasno określa, że jedynie wiara w Chrystusa zbawia, ratuje i podoba się Bogu. We wszystkich tych przykładach elementem, który sprawiał przemianę była wiara w Boga. Czynienie pewnych przedmiotów obiektami czci, kłanianie się przed nimi, całowanie ich itd. jest bałwochwalstwem – zamiast wierzyć w Jezusa i Jego moc, wierzy się w moc tych przedmiotów. Zaś one nie mogą być „pośrednikami” łaski. Pośrednikiem łaski jest tylko jeden człowiek – Jezus. To Jezus oddał swoje życie. To On przejął karę, którą my powinniśmy ponieść. Wziął na siebie mój grzech – jedyną rzecz, która nie pozwalała mi cieszyć się pomocą i obecnością Boga w moim życiu – abym była od tego grzechu uwolniona. Wziął na siebie także Twój grzech, by już nie oddzielał Cię od Boga.
Nie zmieniają tego żadne całuny, chusty ani znamiona.


Cykl "Trudne sprawy". Aborcja

Posted: środa, 30 maja 2012 by KasiaK in
0

Postanowiliśmy, że będziemy umieszczać na blogu streszczenia wykładów, odbywających się na Spotkaniach pod sykomorą. Zachęcamy do czytania!


Autor artykułu: Gosia


Czy wiesz, że rocznie na świecie dokonuje się około 50 mln aborcji? W samej Polsce od 1997 roku ich liczba oscyluje wokół kilkuset, ilość nielegalnych zabiegów sięga jednak według różnych źródeł od 7 do 13 tysięcy.



W czym problem?
Nie chcę zastanawiać się teraz, czy aborcja powinna być zalegalizowana, czy też nie. Moje pytanie brzmi, czy aborcja jest morderstwem (świadomym pozbawieniem życia niewinnej istoty)? W ustaleniu odpowiedzi pomocne okażą się trzy pytania.

1.      Czy morderstwo jest złe? Czy złe jest zakończenie istnienia niewinnego ludzkiego życia?
2.      Czy to, co znajduje się w łonie matki jest ludzkim życiem?
3.      Czy to, co znajduje się w łonie matki jest żywe? Kiedy zaczyna się życie?

Przewrotnie zajmę się jednak tymi pytaniami w kolejności odwrotnej – trzecie stanie się pierwszym, a pierwsze – ostatnim.

Kiedy więc zaczyna się życie?
W Biblii czytamy, że gdy Elżbieta była w 6. miesiącu ciąży podczas odwiedzin Marii w jej łonie poruszyło się dzieciątko. (Łk 1, 26-44). Przed narodzeniem mamy już więc do czynienia z życiem – jednak od którego momentu się ono zaczyna? Co na ten temat mówi nauka? Niewątpliwie po porodzie mamy już do czynienia z życiem. Cóż za stan ma jednak miejsce wcześniej?
Około 12-13 tygodnia ciąży w płodzie uwidacznia się reakcja na ból. A wcześniej?
W 8 tygodniu można rozpoznać już fale mózgowe. A jeszcze wcześniej?
Między 18 a 25 dniem obserwujemy pierwsze uderzenia serca. Czy da się zaobserwować coś jeszcze wcześniej?
Około 20 dnia następuje zagnieżdżenie – komórki zarodka łączą się z naczyniami krwionośnymi matki, wytwarza się łożysko, pępowina, błony ochraniające płód. To już warunki niezbędne do rozwoju. Rozwoju czego?
W wyniku zapłodnienia – połączenia plemnika i komórki jajowej – powstaje niepowtarzalny genotyp, już wtedy określane są płeć, wzrost, wygląd, kolor skóry, oczu i włosów, temperament dziecka.
Pojedynczy plemnik czy sama komórka jajowa nie są w stanie dać nic. Ich połączenie daje jednak początek życiu.

Czy jest to jednak życie ludzkie?
Wiadomo, że jeszcze nigdy z połączenia komórki jajowej i plemnika nie powstał słoń czy nosorożec – zawsze mamy do czynienia z człowiekiem. To samo słowo (dzieciątko – z greki – brephos), które zostało użyte w Łk 1, 40, pojawia się w Łk 18, 15, gdy Łukasz opisuje stosunek Jezusa do dzieci. Każdy z nas był bowiem kiedyś połączonymi komórką jajową i plemnikiem. Łatwo wysnuć z tego wniosek, że to, co powstaje w łonie matki, jest życiem ludzkim.

Czy zakończenie niewinnego ludzkiego życia jest złem?
Współczesny filozof Peter Singer stwierdza, iż złe jest to, co powoduje komuś ból. Ciągnąc swą myśl, stwierdza, że aborcja może być zła jedynie, gdy sprawia ból rodzicom; to, co znajduje się w łonie matki nie jest bowiem świadome swej egzystencji i bólu nie odczuwa. Idąc tym tokiem rozumowania, dochodzi jednak do wniosku, że nowonarodzone dziecko również nie posiada podobnej świadomości, a co za tym idzie można go zabić.
Poglądy jakiegokolwiek filozofa są jednak mocno subiektywne, spotkamy się z wieloma różnymi zdaniami. Jedynie na gruncie wiary w Boga mogę z całą pewnością stwierdzić, co jest słuszne, a co nie. Biblia wyraźnie pokazuje, że życie ludzkie jest ŚWIĘTE. Święty Bóg (Iz 6,3) stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo (Rdz 1, 26-27), a wszelkie unicestwienie tego świętego życia jest zbrodnią (Rdz 9,6). Więcej – zbrodnią jest nawet gniew i przeklinanie ludzi (Mt 5, 21-22).

Fakt uznania świętości ludzkiego życia pociąga za sobą konkretne następstwa – zobowiązuje do uznania jego nietykalności. Wartość ludzkiego życia nie leży w człowieku, lecz w Bogu. To On człowieka stworzył. Chronimy ludzkie życie nie dlatego, że jest do czegoś zdolne, lecz dlatego, że Bóg je rozpoczął, że obdarzył człowieka miłością. Bez tej perspektywy można aborcję usprawiedliwiać. Z nią staje się ona jednak morderstwem.

Jeśli chcesz z nami pogadać, pisz na: pokolenieJC@gmail.com

Niezaspokojone pragnienie

Posted: niedziela, 4 marca 2012 by KasiaK in
0

"Mój lud popełnił dwojakie zło: Mnie, źródło wód żywych, opuścili, a wykopali sobie cysterny, cysterny dziurawe, które wody zatrzymać nie mogą" Jeremiasza 2:13.



Pragniemy. Niezależnie, jak wiele byśmy nie posiadali, wciąż pragniemy więcej. Czy kiedykolwiek nastąpi taki moment w tym życiu, kiedy stwierdzisz: Mam już wszystko, czego mi potrzeba? Można pragnąć bardzo wielu rzeczy, jednak myślę, że w każdym człowieku jest jedno pragnienie, które zostało w niego włożone przez samego Boga - pragnienie Jego samego. Jednak przez grzech oczy i umysły ludzi są tak bardzo zamknięte, że odczuwając pragnienie, zwracają się w stronę absolutnie niewłaściwych środków w celu jego zaspokojenia. To tak, jakbyś chciał jeść i sięgnął po gumę do żucia. Ma ona coś wspólnego z jedzeniem, ale nie zaspokoi twojego głodu. To tak, jakbyś chciał pić i sięgnął po syrop na gardło. Ma on coś wspólnego z piciem, ale nie zaspokoi twojego pragnienia. Tak samo jest z pragnieniem Boga. Pragniesz Go, a sięgasz po środki, które mają coś wspólnego z Bogiem, ale nie zaspokoją twojego pragnienia.

Chociaż takie czynności, jak przychodzenie do kościoła, spotykanie się z wierzącymi ludźmi, czy nawet modlitwa, post lub czytanie Pisma Świętego, to dobre rzeczy i są one związane z Bogiem, jednak same w sobie nie potrafią zaspokoić pragnienia Boga. Jeśli spodziewamy się, że wystarczy przyjść w niedzielę do kościoła, a będziemy bliżej Boga, to niestety możemy się zawieść. Nabożeństwo może być środkiem, który pomoże nam przybliżyć się do Boga, jednak nie działa w sposób automatyczny. Śpiewanie pieśni dla Boga jest dobre, jednak daje chwilowe zadowolenie, ponieważ oparte jest na emocjach, które z natury są niestałe. Pismo Święte jest skarbem, danym nam przez Boga. Dzięki niemu możemy dowiedzieć się, jaki jest nasz Bóg i czytać Słowa, które On sam wypowiedział. Jednak samo w sobie czytanie tekstu Biblii niekoniecznie musi mieć wymiar duchowy, przybliżający nas rzeczywiście do Boga. Tak samo jest z modlitwą. Wypowiadanie słów z używaniem imienia Boga nie zawsze musi mieć realne duchowe znaczenie. Możemy modlić się na przykład w celu wyrzucenia z siebie pewnych myśli i uczuć lub poczucia się moralnie lepiej, a nie po to, aby rzeczywiście spotkać się z Bogiem, który potrafi słyszeć i odpowiadać.

Czynności, które często wykonujemy, pragnąc być bliżej Boga, mogą być porównane do dziurawych cystern. Dają one chwilowe zaspokojenie, chwilową ulgę, ale same w sobie nie są w stanie na stałe zaspokoić naszego pragnienia. Jednak jest źródło wody, która się nigdy nie kończy. Ta woda naprawdę zaspokaja pragnienie:
"A w ostatnim, wielkim dniu święta stanął Jezus i głośno zawołał: Jeśli kto pragnie, niech przyjdzie do mnie i pije. Kto wierzy we mnie, jak powiada Pismo, z wnętrza jego popłyną rzeki wody żywej. A to mówił o Duchu, którego mieli otrzymać ci, którzy w niego uwierzyli" Jana 7:37-39.
Jeśli pragniesz, przyjdź do Jezusa. Jeśli całkowicie zaufasz, że to właśnie On i tylko On może i chce zaspokoić twoje pragnienie, to się stanie, ponieważ Jezus mówi, że rzeki żywej, czyli bieżącej wody popłyną w tych, którzy w Niego wierzą. On chce dać ci Ducha Świętego, który stanie się w tobie wodą, która się nigdy nie kończy!

Przebywanie w kimś jest przebywaniem najbliżej, jak tylko się da. Czy zamieszkanie w człowieku Ducha Bożego nie jest największą rzeczą, jaką mógł uczynić Bóg, aby zaspokoić nasze pragnienie Jego? Ale w jaki sposób potężny, święty Bóg może przebywać w grzesznym, zepsutym człowieku? Stało się to możliwe tylko dzięki temu, że Jezus, Syn Boży, przyszedł na ziemię, aby umrzeć na krzyżu zamiast człowieka. Za nasze przewinienia zasłużyliśmy na słuszną karę. Ale Jezus zgodził się przyjąć naszą karę na siebie, dlatego przeżył na krzyżu tak wielkie cierpienie. Przez swoją śmierć zniszczył przepaść między nami a Bogiem, umożliwiając nam bliskość z Nim. A Bóg chce być tak blisko nas, jak tylko się da. Chce być w nas dając nam Ducha Świętego. Każdy, kto całkowicie położy swoje zaufanie w Jezusie jako w tym, który może zaspokoić nasze pragnienia, odrzucając zaufanie do jakichkolwiek innych rzeczy i czynności jako do źródeł zaspokojenia, i podda Jemu całe swoje życie, może mieć udział w tym cudownym darze.
"Jezus odpowiedział: - Kto tę wodę pije, będzie pragnął znowu. Kto zaś napije się tej wody, którą Ja mu dam, nigdy już nie zazna pragnienia. Ale woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody tryskającej ku życiu wiecznemu" Jana 4:13-14.
Woda, którą daje Jezus, jest też wodą, dającą życie wieczne! Jezus nie tylko chce zaspokoić twoje ziemskie pragnienie Jego, ponieważ wie, że tak naprawdę tym, czego pragniesz jest bycie z Nim na wieki. Nawet jeśli Duch Święty zamieszka w Tobie, wciąż będziesz chciał być jeszcze bliżej Boga, ponieważ kiedyś nastąpi moment, kiedy spotkamy się z Nim twarzą w twarz. Ci, którzy nie zaufali Jezusowi, zostaną sprawiedliwie osądzeni i otrzymają swoją karę. Jednak ci, którzy oddali swoją karę Jezusowi i przyszli do niego po żywą wodę, będą na zawsze cieszyć się bliskością Boga! Dopiero wtedy ich pragnienie zostanie całkowicie, stuprocentowo zaspokojone. Woda, jaką daje Jezus, trwa całą wieczność - gwarantuje zaspokojenie pragnienia Boga na wieki!

Dyscyplina duchowa, jak dobra by nie była, nie zaspokoi pragnienia Boga. Może ona utorować ścieżkę do źródła bieżącej wody. Jednak sama w sobie nie jest tym źródłem. Jej celem jest wskazanie na Jezusa jako tego, który daje zaspokojenie przez Ducha Świętego. Więc nie tylko módl się, ale w modlitwie naprawdę wołaj do Jezusa i oczekuj Jego odpowiedzi i działania. Nie tylko czytaj Biblię, ale pamiętaj, że to Słowa samego Boga i oczekuj, że On będzie przez nie do Ciebie mówił. Nie tylko przychodź na spotkania chrześcijańskie oczekując, że w cudowny sposób wyjdziesz z nich inny, ale bądź nastawiony na doświadczenie samego Boga przez oddanych Mu ludzi.

Jeśli pragniesz Boga, jedynym, co może zaspokoić twoje pragnienie, jest Bóg. Szukaj samego Boga, On jest Osobą. Jego się nie studiuje, Jego się poznaje. On nie oczekuje deklamacji, On oczekuje rozmowy. On nie zawiera się jedynie w twoich emocjach, On naprawdę chce działać. On chce nie tylko jednorazowo napoić twoją duszę, ale zamieszkać w tobie i stać się w tobie źródłem wody, która się nigdy nie kończy!

"Jeśli kto pragnie, niech przyjdzie do mnie i pije."

Dawca Marzeń

Posted: czwartek, 1 marca 2012 by Pavo in
1

Wśród chrześcijan często spotykam się z dwoma podejściami: marzycielstwem i racjonalizmem. Oba stronnictwa wypowiedziałyby się na temat marzeń w różny (czasami skrajnie) sposób. Marzyciele twierdzą, że to Bóg jest dawcą marzeń, a marzenia są piękną rzeczą. Według nich tylko człowiek bez duszy nie marzy. Nie marzy, bo nie potrafi. Racjonalista natomiast dostrzega w marzeniu zagrożenie, ponieważ jest ono oderwaniem od rzeczywistości. Niebezpieczeństwo marzeń zawiera się, według nich, w tym, że rodzą one złudne nadzieje, a te mogą doprowadzić do załamania i zniechęcenia w razie ich niespełnienia. Obydwa stronnictwa mają naprawdę szczere intencje i wierzą w to, co ich zdaniem jest bliższe Bogu.

Pojawia się zatem pytanie, co jest bliższe Bogu? Marzycielstwo czy racjonalizm?

Nie chcę podawać autorytatywnej odpowiedzi z prostej przyczyny, że jej nie znam. Chciałbym jednak podzielić się z wami moją refleksją na ten temat i byłbym wdzięczny, gdybyście wyrazili swoje zdanie w tym temacie.

Podstawowym pytaniem powinno być: O czym marzysz? Jeżeli jesteś chrześcijaninem to pytanie powinno dać ci do myślenia.



"Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe".

Czy marzenia mogą być niebezpieczne? Tak, mogą! Jeżeli wciąż jeszcze nie oddałeś tej sfery swojego życia Bogu. Jeżeli twoja relacja z Nim nie jest na tyle intymna, by dzielić z Nim tę najbardziej osobistą część ciebie. Wiele par dzieli się spostrzeżeniem, że wspólne marzenie o czymś i dążenie do jego realizacji bardzo ich do siebie zbliżyło. Mogłoby być jednak całkowicie inaczej, gdyby nie mieli oni zamiaru dzielić ze sobą marzeń, a dążyliby do realizacji swoich własnych celów.
W tym kontekście racjonalni chrześcijanie mają rację, marzycielstwo może być niebezpieczne dla naszej wiary, jeżeli nasze marzenia są rozbieżne z Bożymi marzeniami.

Czy znaczy to, że Bóg będzie działać przeciw naszym marzeniom?

Nie, bo przecież nie oto chodzi. Bóg nie jest tym, który widząc, że marzymy o ślubie, zrobi wszystko, by nam się to nie udało. Jeżeli to nie jest Jego wola, możemy spodziewać się prób powstrzymania nas przed zrobieniem czegoś głupiego poprzez upomnienia, ostrzeżenia czy karcenie. Ale Bóg rzadko podejmuje ostateczną decyzję za nas, wbrew naszej woli. Jednak jeżeli szczerze prosimy o Jego prowadzenie, może się do tego posunąć. Nie robi tego jednak, kiedy nie chcemy słuchać.

Ma to jednak sens jedynie przy założeniu, że ufamy, że On wie lepiej...

Co zatem znaczy współdzielenie marzeń z Bogiem?

To pozornie proste pytanie, ale gdyby zastanowić się nad nim dłużej, przysparza dużo problemów. Pierwszą podstawową sprawą jest oddanie swojego życia w pełni Bogu, zgoda na to, by Duch Święty kształtował cię w każdej sferze twojego życia. Jeżeli jeszcze tego nie zrobiłeś, zrób to dziś.
Jest to zaufanie Bogu, że On się o ciebie zatroszczy. Jest to świadomość, że On cię nie skrzywdzi! Następnie jest to stała relacja z Nim poprzez modlitwę i czytanie Pisma Świętego. Dawid wyraża to w następujący sposób w Psalmie 37:


"Rozkoszuj się Panem, A da ci, czego życzy sobie serce twoje! Powierz Panu drogę swoją, Zaufaj mu, a On wszystko dobrze uczyni".

Rozkoszuj się Panem, dziel się z nim każdą strefą swojego życia, a On będzie ją kształtował. Twoje serce będzie współgrać z Jego sercem. Twoje marzenia będą pochodzić od najlepszego ich Dawcy. Zaufaj Mu i pozwól się prowadzić, a On da ci dokładnie to, co będzie spełnieniem twoich marzeń... Mimo tego, że może nie to sobie wyobrażałeś, dostaniesz coś lepszego!
Dzieci alkoholików w niezrozumiały sposób, podświadomie marzą o partnerze alkoholiku. Czy zatem, jeśli będą rozkoszować się Bogiem i ufać Mu, powinni oczekiwać spełnienia tego podświadomego marzenia? Oczywiście, że nie! Czy znaczy to, że Boży plan dla takich osób jest dla nich czymś gorszym niż ich własny? Oczywiście, że nie! Jako ludzie nie jesteśmy idealni i popełniamy błędy, ale "wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują". Dlatego warto jest powierzyć Mu wszystko!

Czy marzenia są od Boga?


Bóg stworzył nas jako istoty, które marzą. Niestety zostaliśmy zainfekowani przez grzech, który wypaczył nasze marzenia. Nie możemy dziś powiedzieć, że to Bóg jest dawcą wszystkich naszych marzeń. Nie mniej jednak wierzę, że Bóg chce być ich dawcą w naszym życiu, są one ważną częścią nas, a On chce mieć z nami pełnowymiarową relację. Bóg daje nam największe i najpiękniejsze marzenia naszego życia, marzenia, których spełnienie nadaje mu sens, jednak musimy Mu na to pozwolić. Wielu ludzi opisanych w Biblii jako wielcy wizjonerzy i mężowie wiary, zaczynali od marzeń dzielonych razem z Bogiem. To te marzenia napędzały ich do działania... Marzenia nadawały ich życiu pasji! Moim marzeniem jest praca z dziećmi i młodzieżą. Moim marzeniem jest założenie rodziny. Moim marzeniem jest widzieć wzrost duchowy moich przyjaciół. Oddałem swoje marzenia Bogu, a On zmienił je radykalnie. Dziś, dążąc do ich spełnienia, czuję się naprawdę szczęśliwy, bo wiem, że mogę liczyć na Jego pomoc i wsparcie... bo w końcu wiara nigdy nie zawodzi!


- Pavo