Ostatnio dużo słyszy się, że kościół to tylko
taka instytucja, budynek, do którego chodzi się w niedzielę
i jakieś
ważniejsze, ustanowione święta. Zresztą wszyscy ludzie, którzy tam są to na
pewno modlący się na pokaz hipokryci udający świętych. I choć nie zgadzam się z
tym w pełni, to nie da się ukryć, że można tu też znaleźć sporo prawdy. Jednak
w jaki sposób mówić w takim razie o modlitwie w grupie? Czy jest to
w ogóle
możliwe?
Rzeczywiście
chodzenie do kościoła rozumiane jedynie jako udawanie się do jakiegoś budynku jest pewnym wypaczeniem. W Piśmie Świętym czytamy, że
Kościół to zgromadzenie. Kościół, który założył Jezus, Kościół pisany przez
duże „K”, to ludzie. Pójście do Kościoła nieodłącznie wiąże się więc z pójściem
do ludzi, ze spotkaniem z innymi. A co za tym idzie również wspólną modlitwą.
Mamy mnóstwo przykładów ludzi, którzy modlili się sami. Modlił się Mojżesz,
modlił się Dawid. Jezus też modlił się, będąc sam na sam z Ojcem. Ten ostatni
mówi też jednak:
(...) gdzie są dwaj lub trzej zgromadzeni w imię moje, tam jestem pośród nich.
Mt 18, 20
Z
Ewangelii wiemy też, że Jezus chodził do synagogi. Skoro więc Jezus modli się
zarówno sam, jak
i w grupie, my też powinniśmy – w końcu chcemy Go naśladować.
O indywidualnej modlitwie już było. Czas na grupową.
Ma
ona sporo cech wspólnych z naszą osobistą modlitwą. W jednej i drugiej chcemy
wielbić Boga, modlić się o siebie i innych, zanosić do Boga swoje prośby,
dziękować Mu, prosić o prowadzenie Ducha Świętego. Wszystko ze szczerością,
prostotą i ufnością. Istnieje też jednak sporo różnic. Podstawową jest
oczywiście fakt, że oprócz Boga i mnie są też inni ludzie, muszę zwracać uwagę
także na nich. Może czasem ciężko się z tymi ludźmi duchowo „zgrać”, zrozumieć
ich sprawy, problemy…
Na taką wspólną modlitwę
powinniśmy więc nastawiać się nieco inaczej. Jej celem jest przede wszystkim
wspólne zbliżenie się do Boga poprzez budowanie siebie nawzajem i służenie
innym.
Tak i wy, ponieważ usilnie zabiegacie o dary Ducha, starajcie się obfitować w te, które służą ku zbudowaniu zboru. (...) Gdy się schodzicie, jeden z was służy psalmem, inny nauką, inny objawieniem, inny językami, inny ich wykładem; wszystko to niech będzie ku zbudowaniu.
1 Kor. 14, 12. 26
Jak
budujemy? Jak służymy? Mówiąc. Głośno. Czasem, „tłumacząc” Bogu coś, co jest Mu
świetnie znane
i dobrze wiadome, ale może niejasne dla innych. Dając z siebie
to, co potrafimy; to, w co wyposażył nas Bóg. Umiemy grać i śpiewać? Śpiewajmy
i grajmy! Ktoś prosi nas o modlitwę? Módlmy się o niego! Bóg coś do nas mówi?
Powiedzmy to też pozostałym! To jak gra w koszykówkę lub piłkę nożną – każdy
w
zespole ma swoje zadanie, każdy musi pracować indywidualnie, ale tylko cała
drużyna może odnieść zwycięstwo. Trener te zadania wyznacza, pokazuje, co,
kiedy i jak robić, ale zawodnicy muszą go słuchać
i chcieć ze sobą
współpracować. Tylko wtedy są w stanie odnieść zwycięstwo.
W Piśmie można też
dostrzec, że taka wspólna modlitwa ma też inną wartość niż modlitwa
indywidualna.
W Księdze Powtórzonego Prawa (Pwt 12, 1-14) Bóg daje pewne
wytyczne, zwracając się do grupy ludzi. Mowa jest tutaj np. o szczególnym dla
Żydów miejscu – świątyni. Świątynią dla chrześcijan jest gromadzenie się nie w
szczególnym miejscu, lecz w szczególnym imieniu. Przypomnijmy sobie, że Jezus mówi
o ludziach zgromadzonych w Jego imieniu (przytoczony już cytat z Ewangelii
Mateusza). Modlitwa zorientowana na Jezusa, stawiająca Go w centrum spotkania,
ma niesamowitą moc.
Nadto powiadam wam, że jeśliby dwaj z was na ziemi uzgodnili swe prośby o jakąkolwiek rzecz, otrzymają ją od Ojca mojego, który jest w niebie.
Mt 18, 19
A
skąd będziemy wiedzieli, że nasza modlitwa ma sens? Że naprawdę jest potrzebna?
Że to nie tylko nasze zachcianki? To już działka Ducha Świętego, który nas do niej
popycha. Bóg zna nasze potrzeby. Wszystkie. Zarówno te mocno osobiste, jak i
mające wpływ na całą grupę. Taką modlitwę, do której powinniśmy dążyć – jednomyślną,
odważną, poddaną prowadzeniu Ducha Świętego – pokazują Dzieje Apostolskie:
A gdy zostali zwolnieni, przyszli do swoich i opowiedzieli wszystko, co do nich mówili arcykapłani i starsi. Ci zaś, gdy to usłyszeli, podnieśli jednomyślnie głos do Boga i rzekli: Panie, Ty, któryś stworzył niebo i ziemię, i morze, i wszystko, co w nich jest, któryś powiedział przez Ducha Świętego ustami ojca naszego Dawida, sługi twego: Czemu wzburzyły się narody, a ludy myślały o próżnych rzeczach? Powstali królowie ziemscy i książęta zebrali się społem przeciw Panu i przeciw Chrystusowi jego. Zgromadzili się bowiem istotnie w tym mieście przeciwko świętemu Synowi twemu, Jezusowi, którego namaściłeś, Herod i Poncjusz Piłat z poganami i plemionami izraelskimi, aby uczynić wszystko, co twoja ręka i twój wyrok przedtem ustaliły, żeby się stało. A teraz, Panie, spójrz na pogróżki ich i dozwól sługom twoim, aby głosili z całą odwagą Słowo twoje, gdy Ty wyciągasz rękę, aby uzdrawiać i aby się działy znaki i cuda przez imię świętego Syna twego, Jezusa. A gdy skończyli modlitwę, zatrzęsło się miejsce, na którym byli zebrani, i napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i głosili z odwagą Słowo Boże. A u tych wszystkich wierzących było jedno serce i jedna dusza (...).
Dz 4, 23-32
Wszyscy
modlili się głośno, tak, by każdy słyszał, co chce powiedzieć Bogu, ktoś
przeczytał psalm, ktoś inny powiedział, jak go rozumie, ktoś poprosił o odwagę. Prosto, bez zbędnego patosu,
a z piorunującym efektem – napełnieniem Duchem Świętym. A jak potoczyłoby się
to spotkanie, gdyby tylko siedzieli gdzieś po kątach, milcząc?