Moja historia - Paweł

Posted: niedziela, 22 sierpnia 2010 by Pavo in Etykiety:
0

Moja historia rozpoczyna się wiele lat temu, gdy mieszkałem jeszcze na wsi z moim ojcem, który jest alkoholikiem, podobnie jak większość mojej rodziny. Kiedy się upijał, a później również kiedy był trzeźwy, bił mnie i moją mamę, katując nas. Kilkukrotnie o mało nie zakatował mnie na śmierć, ganiając za nami z nożem i siekierą. Wmawiał mi przy tym, że to, co się dzieje, to moja wina. Gdy miałem ok. 7-8 lat uciekliśmy od ojca. W sumie to nie był pierwszy raz, ale wtedy już na zawsze. Przeprowadziliśmy się do moich dziadków, gdzie również był obecny alkoholizm. Moja mama wynajmowała mieszkanie w innej części miasta, więc widywałem ją stosunkowo rzadko. Miałem jej za złe to, że nas zostawiła w takich warunkach, nie mając dla nas czasu. U dziadków cały czas towarzyszyły mi awantury i przepychanki. Szukałem każdej okazji, by uciec z domu na podwórko, gdzie miałem znajomych podobnych sobie. Byli to w większość ludzie z patologicznych rodzin, którzy podobnie jak ja nie wiedzieli co to jest miłość. Razem z nimi wdawałem się w liczne awantury i bójki, nauczyłem się palić papierosy i upijać się. Sytuacja w domu też nie była najlepsza, usłyszałem od mamy słowa, które bardzo mocno mnie zabolały i zdeterminowały moje dalsze losy - powiedziała mi, że ja nigdy nic nie osiągnę, że już jestem skończony. W mojej małoletniej głowie wywołało to wielkie zamieszanie, doprowadziło mnie do jeszcze większego zwątpienia w siebie, stworzyłem wtedy plan, by zaćpać się na śmierć ok 20-stki. Inaczej w tym okresie musiałbym zrobić coś ze swoim życiem, więc wolałem żyć szybko i krótko. Dużo marzyłem o tym, jak mogłaby wyglądać moja przyszłość, ale bałem się jej bardzo. Rozgraniczałem realną wizję przyszłości, która mówiła mi - nic nie osiągniesz i nierealną sferę pięknych marzeń. Popadłem w stan totalnego zwątpienia we wszystko, nie potrafiłem nikomu zaufać, nikogo pokochać. Trafiłem wtedy do szpitala w stanie krytycznym z zapaleniem opon mózgowych. Pierwszego tygodnia nie pamiętam, cały czas spałem pod wpływem leków. W następnym tygodniu, gdy poczułem się lepiej, przyszła do mnie katechetka z zapytaniem czy przyjąłbym księdza. Nigdy nie byłem wierzący, ale w tamtym momencie zgodziłem się. Ksiądz po odprawieniu wszystkich rytuałów powiedział mi jedno zdanie: "Jezus za ciebie umarł". Gdy wyszedł wyśmiałem go w myślach, jednak ta myśl utkwiła we mnie. "Nikt nie umiera za drugiego człowieka, jeżeli go nie kocha" - myślałem. Postanowiłem dać szansę Jezusowi, o którym mówił ten człowiek. Modliłem się codziennie przez około tydzień, słowami mniej więcej tej treści: "Boże, jeżeli jesteś, ratuj mnie, bo sobie nie radzę". Nie pierwszego dnia, ale stopniowo wszystko zaczęło się zmieniać, ruszyła lawina... Przestałem palić, upijać się, moje reakcje z agresywnych zmieniły się na przepełnione miłością do ludzi. Najtrudniejsze było dla mnie uwierzyć w to, że ktoś może naprawdę mnie kochać. Prosiłem o modlitwę w tej sprawie trzech pastorów i gdy oni modlili się o mnie, po raz pierwszy poczułem się naprawdę kochany - to było niezwykłe doznanie obecności Boga. Długo modliłem się również o pomoc w wybaczeniu mojemu ojcu i po jakimś czasie moje nastawienie do niego rzeczywiście uległo wielkiej zmianie. Nie tylko byłem wstanie mu wybaczyć, ale i pokochać. Odwiedziłem go po wielu latach, aby go lepiej poznać. Zacząłem odbudowywać moją relację z mamą i siostrami i dziś jestem niezwykle szczęśliwy i pełen nadziei i spokoju o przyszłość. Choć były ciężkie momenty, na przykład opuścili mnie wszyscy przyjaciele i musiałem powtórzyć rok w szkole, mimo to jednak miałem w tym wielkie wsparcie Boga.

Jeżeli chciałbyś z nami porozmawiać, pisz na: pokolenieJC@gmail.com

Share

0 komentarze: