Bóg uzdrawia złamane serce

Posted: niedziela, 3 kwietnia 2011 by Pavo in
1

Rozważałem kilka dni temu filozoficzne pytanie: "Jak udowodnić, że coś nie istnieje?". Pytanie to jest pozornie proste, ale spróbuj się nad nim chwilę zastanowić. Niektórzy powiedzą, że do istnienia potrzebujemy masy i kształtu - to prawda, ale jak wiele istniejących przecież cząstek pozornie nie spełnia tych kryteriów. Jest to bez wątpienia bardzo uproszczona odpowiedź dla ludzi takich właśnie odpowiedzi szukających. Niektórzy z was wymienią może jeszcze kilka cech istnienia. Ja w swoich rozważaniach doszedłem do wniosku, że nie istnieje to, co nie potrafi zareagować na kontakt i na kontakt odpowiedzieć. Mówiąc inaczej, krzesło istnieje dlatego, że jak je kopnę, to upadnie, a mnie zaboli noga, powietrze istnieje, bo (mimo że nie mogę tego zaobserwować bez odpowiedniego sprzętu) przemieszcza się, reaguje z moimi płucami. Mogę śmiało stwierdzić, że zarówno krzesło i powietrze nieposiadające tych cech, nie mogłyby istnieć - byłyby tylko iluzją. Co wobec tego z Bogiem? Bóg, w którego wierzę reaguje i odpowiada na reakcję.

Chcę ten post poświęcić temu właśnie zagadnieniu, ale nie chcę tu podawać naukowych dowodów ani cytować cudzych historii. Chcę podzielić się z Tobą kawałkiem mojego życia, chcę opowiedzieć Ci, jak realne były i są te słowa w moim życiu. Nie chcę rozwodzić się nad moim życiem zanim zostałem chrześcijaninem. Ale dla wprowadzenia w kontekst przytoczę kilka faktów z mojego życia.
Wychowałem się w rodzinie mającej od wielu pokoleń problemy alkoholowe, zarówno od strony mamy jak i ojca. Mój ojciec również jest alkoholikiem, który znęcał się nade mną i moją mamą, gdy byłem dzieckiem. Kilkukrotnie o mało nas nie zabił. Moja mama z kolei nigdy nie potrafiła okazać mi i mojemu rodzeństwu miłości. Wychowałem się zatem w przekonaniu, że jestem niekochanym i niechcianym dzieckiem. Doprowadziło to do dużego spustoszenia emocjonalnego w moim życiu. Po latach pełnych nienawiści, niewybaczenia i braku miłości zderzyłem się (dosłownie) z Bogiem. Nigdy za dużo o Nim nie wiedziałem, nie wiedziałem nawet, dlaczego umarł na krzyżu. Ale prosta prawda przekazana mi w ciągu 15 minut zapoczątkowała rewolucję w moim życiu. Dalej jednak byłem tym samym chłopakiem, o którym czytaliście wyżej. I tu zaczyna się cała historia.

Zacznę od najbardziej znaczącego dla mnie wydarzenia. Jest to modlitwa, podczas której po raz pierwszy w życiu poczułem się kochany. Zdaje sobie sprawę, że brzmi to dziwnie, ale było to dla mnie w tamtym okresie życia coś naprawdę dziwnego, a jednocześnie fascynującego.
Dlaczego nazwałem to wydarzenie najważniejszym? Ponieważ bez niego nie mogłoby być całej reszty.
Moje życie było mocno zdominowane przez poczucie braku miłości i nienawiść. Często śniłem nocne koszmary, przywołujące wspomnienia ciągłego życia w strachu przed ojcem. Była to pożywka dla nienawiści, która mnie trawiła, doprowadzając do punktu, w którym byłem gotowy zabić swojego ojca. Bóg jest jednak realną osobą i również, a może nawet zwłaszcza, w Jego przypadku sprawdza się stare polskie przyłowie: "Z kim przestajesz, takim się stajesz". Rozmowy z Bogiem i czytanie Biblii stopniowo usuwały z mojego serca nienawiść, wypierając ją poprzez miłość. Nauczyłem się kochać mojego ojca, mimo że od tamtej pory kilkukrotnie już mówił mi, że w jego oczach nie jestem jego synem. Dlatego początkowo sprawiało mi trudność łączenie osoby Boga z Ojcem. Do czasu, kiedy nauczyłem się prawdziwego znaczenia tego słowa.
Bóg jak dobry Tata z troską uleczył moje serce z nienawiści, jednak nie skończył na tym.
Moje życie w dalszym ciągu było bardzo rozchwiane, nie wierzyłem, że jest dla mnie jakakolwiek nadzieja na przyszłość, że komuś może na mnie zależeć, że ktoś może mnie kochać, nie potrafiłem wyrażać swojej miłości, popełniając błędy moich rodziców. W dużej mierze bałem się miłości, uciekając od niej. Tu nie mogę powiedzieć o czymś, co się skończyło, Bóg cały czas uczy mnie od podstaw jak małe dziecko. Upewnił mnie, że z Jego pomocą mogę wiele zrobić, uczy mnie wierzyć w to, że są ludzie, którzy naprawdę mnie kochają, uczy mnie okazywać miłość, uczy mnie marzyć. Może to wydawać się trudne do zrozumienia, ale Bóg jest dobrym tatą.
Wciąż uczę się wierzyć w miłość i miłość okazywać, co wcale nie jest łatwe. Nie potrafię marzyć, ale Bóg już zaczął to uzdrawiać. On jest tym, który jest blisko tych, których serca są zranione, On jest Ojcem sierot, On jest obrońcą skrzywdzonych! On jest moim Ojcem! On jest moim Bogiem!


Jeżeli masz pytania:
- Zostaw komentarz pod postem
lub
- Napisz na: Pokoleniejc@gmail.com

1 komentarze:

  1. KasiaK says:

    Czasem ciężko jest mi uwierzyć w to, że Bóg rzeczywiście ma moc uzdrowić mnie z rzeczy, które są we mnie grzeszne i bolesne. Ale patrząc na Twoją historię zawsze muszę stwierdzić, że tak - ma moc. Jeśli potrafi robić takie wielkie rzeczy w Twoim trudnym życiu i odnawiać Cię lecząc z tych wszystkich przeżyć, to tym bardziej może uzdrawiać mnie. Dzięki!